Witajcie!!!
Nie wiem czy tylko ja tak mam ale zazwyczaj kiedy planuje "popełnić" zakupy kosmetyczne to zazwyczaj kończy się to niepowodzeniem. Planuje, przeszukuje internet w celu znalezienia najdokładniejszych swatchy i recenzji a kiedy dochodzi co do czego nie potrafię się zdecydować i ze sklepu wychodzę z pustymi rękoma. Podobnie było i teraz na bezcłówce na lotnisku. Już na kilka tygodni przed planowaną podróżą zastanawiałam się co jest mi najbardziej potrzebne i co powinnam sobie kupić korzystając z niższych cen. Będąc już na lotnisku chodziłam od stanowiska do stanowiska, od półki do półki i...na nic nie mogłam się zdecydować. Eh...
Ostatecznie, już tak prawie trochę na siłę ( no bo jak to może być że nic nie kupię ?! ) nabyłam krem koloryzujący z bareMinerals. Dość popularny produkt tej firmy Comlexion Rescue Tinted Hydrating Gel Cream.
Jego zadaniem jest nadanie skórze zdrowego blasku, wyrównanie kolorytu cery. Jego krycie określiłam jako słabe do średniego. Posiada filtr przeciwsłoneczny mineralny SPF30 PA+++, ma kremową konsystencje, łatwo się rozprowadza oraz dopasowuje do kolorytu cery, wygląda naturalnie i faktycznie rozświetla cerę.
Wybrałam najjaśniejszy z dostępnych odcieni. Kolor Vanilla 02 jest dla mnie idealny.
Stosuje go codziennie od dnia zakupu. Jednak dziś wiem, że na pewno do niego nie wrócę. Jako posiadaczka cery mieszanej gustuje jednak bardziej w produktach które raczej dodatkowego blasku nie dodają. Mam już własnego wystarczająco :D Chociaż moja cera ostatnio wyraźnie się uspokoiła jeśli chodzi o strefę T, to jednak nadal daleko jej do cery suchej. Dlatego po kilku dniach testów aplikuję ten krem na suche partie twarzy czyli policzki, natomiast na czoło, nos i brodę stosuję podkład matujący.
Myślę, że posiadaczki cery suchej naprawdę mogą śmiało i w ciemno kupić Complection Rescue i będą z niego bardzo zadowolone. Cera po nałożeniu tego kremu ( suche partie ) wygląda fantastycznie, jest gładka, promienna i "wypoczęta". Nic tylko się zachwycać. Niestety partie tłuste w tym samym czasie straszą niezdrowym blaskiem i podkreślonymi porami. Cera w tych miejscach natychmiast stała się ziemista i podkreślone zostały wszelkie możliwe niedoskonałości.
Posdumowując produkt zużyję z przyjemnością choć mieszanie go z drugim podkładem jest na dłuższą metę , zwłaszcza w poranki dość uciążliwe. Polecam osobom z suchą bądź normalną cerą. Ja wracam do dalszych poszukiwań podkładu idealnego. Tym razem na oku mam nową wersję podkładu Loreal True Match oraz nową wersję podkładu Max Factor Miracle Match.
A wy znacie bareMinerals? Jakie są wasze doswiadczenia z tym produktem?
Trzymajcie się cieplutko:)
Ania
anna`s collection
niedziela, 20 września 2015
niedziela, 16 sierpnia 2015
Pielęgnacja ust - odżywcza pomadka peeling Sylveco
Witajcie!!
Moje usta od zawsze były szorstkie, często wysuszone, popękane, do tego z natury posiadają sporo drobnych zmarszczek. Nie sprzyjało to ich urodzie :(
Pomadki ochronne owszem pomagały ale tylko chwilowo i pobieżnie. Swego czasu hitem był balsam do ust z Nuxe. Chyba każdy kto choć trochę śledzi kosmetyczny świat blogowy słyszał o tym produkcie. Niestety kosztuje on nie mało jak na produkt do ust i jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze. Tym bardziej ucieszyłam się kiedy nasza rodzima firma Sylveco wypuściła na rynek odżywczą pomadkę peeling do ust. Pewnie jestem ostatnią osobą która zaczęła uzywać tej pomadki ale niestety sklepiki zielarskie w moim rodzinnym mieście są dość słabo zaopatrzone. Moja mama musiała mi zamówić tą pomadkę. Nastepnym razem poprostu zamówię ze strony producenta z dostawą do UK :)
Ale wracając do tematu. Pomadka to twardy sztyft z zatopionymi kryształkami cukru trzcinowego. Bogaty w oleje oraz odżywcze masła faktycznie wygładza i pielęgnuje usta.
INCI:Olej sojowy, Wosk pszczeli, Cukier trzcinowy, Lanolina, Olej z wiesiołka, Wosk carnauba, Masło kakaowe, Masło karite (Shea), Betulina, Olejek z gorzkich migdałów
Zazwyczaj nakładam pomadkę na noc i rano budzę się z miękkimi, gładkimi ustami. Czasami również będąc w domu w ciągu dnia używam tego sztyftu profilaktycznie. Drobinki cukru są wyczuwalne i pozostają na ustach dość długi czas, sprawiając, że pomadka jest słodka :)
Wydajność tej pomadki jest ogromna, używam jej prawie codziennie od 3 tygodni a ledwo widać jakiekolwiek zużycie. Podejrzewam, że kolejny peeling do ust / tym razem z Lush / poczeka sobie w kolejce dość długo :)
.
Do kupienia na stronie producenta tutaj.
You can buy it here . They also send order abroad :)
A wy jakie polecacie produkty do pielęgnacji ust?
Trzymajcie się cieplutko:)
Ania
Moje usta od zawsze były szorstkie, często wysuszone, popękane, do tego z natury posiadają sporo drobnych zmarszczek. Nie sprzyjało to ich urodzie :(
Pomadki ochronne owszem pomagały ale tylko chwilowo i pobieżnie. Swego czasu hitem był balsam do ust z Nuxe. Chyba każdy kto choć trochę śledzi kosmetyczny świat blogowy słyszał o tym produkcie. Niestety kosztuje on nie mało jak na produkt do ust i jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze. Tym bardziej ucieszyłam się kiedy nasza rodzima firma Sylveco wypuściła na rynek odżywczą pomadkę peeling do ust. Pewnie jestem ostatnią osobą która zaczęła uzywać tej pomadki ale niestety sklepiki zielarskie w moim rodzinnym mieście są dość słabo zaopatrzone. Moja mama musiała mi zamówić tą pomadkę. Nastepnym razem poprostu zamówię ze strony producenta z dostawą do UK :)
Ale wracając do tematu. Pomadka to twardy sztyft z zatopionymi kryształkami cukru trzcinowego. Bogaty w oleje oraz odżywcze masła faktycznie wygładza i pielęgnuje usta.
INCI:Olej sojowy, Wosk pszczeli, Cukier trzcinowy, Lanolina, Olej z wiesiołka, Wosk carnauba, Masło kakaowe, Masło karite (Shea), Betulina, Olejek z gorzkich migdałów
Zazwyczaj nakładam pomadkę na noc i rano budzę się z miękkimi, gładkimi ustami. Czasami również będąc w domu w ciągu dnia używam tego sztyftu profilaktycznie. Drobinki cukru są wyczuwalne i pozostają na ustach dość długi czas, sprawiając, że pomadka jest słodka :)
Wydajność tej pomadki jest ogromna, używam jej prawie codziennie od 3 tygodni a ledwo widać jakiekolwiek zużycie. Podejrzewam, że kolejny peeling do ust / tym razem z Lush / poczeka sobie w kolejce dość długo :)
.
Do kupienia na stronie producenta tutaj.
You can buy it here . They also send order abroad :)
A wy jakie polecacie produkty do pielęgnacji ust?
Trzymajcie się cieplutko:)
Ania
niedziela, 19 lipca 2015
Clarins Instant Light Natural Lip Perfector - błyszczyk idealny
Witajcie!
Mam swoją kosmetyczną listę marzeń :) Długąąąąą listę :) Starczy jej na kilka ładnych lat! Tym większą radość sprawia mi możliwość skreślania kolejnych pozycji. Dziś właśnie o jednym z moich kosmetycznych marzeń :)
Clarins Instant Light Natural Lip Perfector w kolorze 02 to taka moja zachcianka. Zawsze byłam ciekawa o co tyle szumu. Wszędzie tylko ochy i achy!! Długo rozważałam możliwość zakupu. Nie dość, że produkt do tanich nie należy to jeszcze ma "błyszczykową" formą, za którą ja osobiście nie przepadam.
Niestety jednak ja już tak mam, że jak mi coś wpadnie w oko to chodzę dookoła tego tak długo aż: 1* przejdzie mi ochota na dany produkt; 2* kupię go.
Kiedy więc buszowałam po jednym z internetowych sklepów z produktami kosmetycznymi i natrafiłam na promocję wiedziałam, że to jest ten moment! Wystarczyło jedno "kliknięcie" i Clarins Instant Light Natural Lip Perfector wylądował w koszyku. Kilka dni temu paczuszka szczęśliwie dotarła a ja z radością zabrałam się za testy:)
Błyszczyk /ja go tak przynajmniej nazwę/ przede wszystkim pachnie. Apetyczny, budyniowo-waniliowo aromat daje się poczuć już w momencie otwarcia pudełeczka. Na ustach utrzymuje się jeszcze sporą chwilę po aplikacji. Delikatny brzoskwiniowy kolor w pierwszej chwili nadaje tylko połysk ustom, ale po kilkunastu minutach kolor staje się wyraźniejszy i da się zauważyć subtelny cień koloru. Przepięknie rozświetla twarz, dodając jej blasku. Nigdy nie podejrzewałam, że błyszczyk potrafi aż tak wpłynąć na wygląd całej twarzy. Jestem zachwycona.
A teraz najciekawsze! Błyszczyk słynie ze swoich właściwości pielęgnacyjnych. Potwierdzam to w 100%. Już kilka chwil po pierwszej aplikacji można odczuć natychmiastowe wygładzenie ust. Usta są nawilżone, miękkie, gładkie. Nawet kiedy błyszczyk zostanie "zjedzony" /co nie zdarza się zbyt szybko, bo błyszczyk trzyma się ust zadziwiająco dobrze/ nasze usta nadal są wypielęgnowane.
Jestem szczerze zachwycona tym błyszczykiem. Nie potrafię znaleźć żadnej wady, poza może ceną :) Na pewno kupię ponownie inny kolor. Ale cierpliwie poczekam na kolejną promocję cenową.
Dla zainteresowanych błyszczyk zakupiłam na stronie www.allbeauty.com tutaj.
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
Mam swoją kosmetyczną listę marzeń :) Długąąąąą listę :) Starczy jej na kilka ładnych lat! Tym większą radość sprawia mi możliwość skreślania kolejnych pozycji. Dziś właśnie o jednym z moich kosmetycznych marzeń :)
Clarins Instant Light Natural Lip Perfector w kolorze 02 to taka moja zachcianka. Zawsze byłam ciekawa o co tyle szumu. Wszędzie tylko ochy i achy!! Długo rozważałam możliwość zakupu. Nie dość, że produkt do tanich nie należy to jeszcze ma "błyszczykową" formą, za którą ja osobiście nie przepadam.
Niestety jednak ja już tak mam, że jak mi coś wpadnie w oko to chodzę dookoła tego tak długo aż: 1* przejdzie mi ochota na dany produkt; 2* kupię go.
Kiedy więc buszowałam po jednym z internetowych sklepów z produktami kosmetycznymi i natrafiłam na promocję wiedziałam, że to jest ten moment! Wystarczyło jedno "kliknięcie" i Clarins Instant Light Natural Lip Perfector wylądował w koszyku. Kilka dni temu paczuszka szczęśliwie dotarła a ja z radością zabrałam się za testy:)
Błyszczyk /ja go tak przynajmniej nazwę/ przede wszystkim pachnie. Apetyczny, budyniowo-waniliowo aromat daje się poczuć już w momencie otwarcia pudełeczka. Na ustach utrzymuje się jeszcze sporą chwilę po aplikacji. Delikatny brzoskwiniowy kolor w pierwszej chwili nadaje tylko połysk ustom, ale po kilkunastu minutach kolor staje się wyraźniejszy i da się zauważyć subtelny cień koloru. Przepięknie rozświetla twarz, dodając jej blasku. Nigdy nie podejrzewałam, że błyszczyk potrafi aż tak wpłynąć na wygląd całej twarzy. Jestem zachwycona.
A teraz najciekawsze! Błyszczyk słynie ze swoich właściwości pielęgnacyjnych. Potwierdzam to w 100%. Już kilka chwil po pierwszej aplikacji można odczuć natychmiastowe wygładzenie ust. Usta są nawilżone, miękkie, gładkie. Nawet kiedy błyszczyk zostanie "zjedzony" /co nie zdarza się zbyt szybko, bo błyszczyk trzyma się ust zadziwiająco dobrze/ nasze usta nadal są wypielęgnowane.
Jestem szczerze zachwycona tym błyszczykiem. Nie potrafię znaleźć żadnej wady, poza może ceną :) Na pewno kupię ponownie inny kolor. Ale cierpliwie poczekam na kolejną promocję cenową.
Dla zainteresowanych błyszczyk zakupiłam na stronie www.allbeauty.com tutaj.
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
niedziela, 12 lipca 2015
MAC Warm Soul Blush ... oczarowana !
Witajcie!!!
Firma MAC owiana sławą na wszelkich możliwych blogach, filmikach, vlogach, itp. oraz dość duża trudność w zdobyciu ich kosmetyków sprawiła, że jakoś bardzo, bardzo ich zapragnęłam. Chociaż raz przetestować słynne pomadki, cienie, róże i pudry aby osobiście przekonać się czy ich wielka sława jest faktycznie zasłużona.
Obecnie posiadam w swojej kolekcji 3 produkty z firmy MAC: pomadkę, cień do powiek oraz róż wypiekany. I już wiem, że mój związek z MAC będzie nie zawsze szczęśliwy. Pomadka owszem fajna, ale absolutnie nic nadzwyczajnego, ot...pomadka jak każda inna. Cień do powiek stanowi największe rozczarowanie. Kolor cudowny, aplikacja bez zarzutów ale trwałość nawet na bazie, mizerna... :(
Ciesze się jednak, że po tych drobnych rozczarowaniach mimo wszystko skusiłam się na ich kolejny produkt z mojej listy - róż wypiekany.
Od kiedy zobaczyłam go na blogu Florence Beauty tutaj wiedziałam, że muszę go mieć. Róż wypiekany MAC Warm Soul jest idealny. Przepiękny brzoskwiniowo -różowy kolor z satynowym wykończeniem. Cudownie łatwy w aplikacji, pięknie się rozciera nadając twarzy subtelny rumieniec, który wygląda naturalnie, świeżo i promiennie.
Od kiedy mam ten róż używam go codziennie. A nawet nie widać żadnego ubytku w powierzchni różu. Również opakowanie stanowi dodatkowy plus. Jest eleganckie, trwałe i solidne a dodatkowo wodoszczelne :D Róż przeżył kąpiel w WC, hihihih. Dosłownie kilka dni po jego zakupie zanurkował w sedesie :( Byłam przekonana, że już po produkcie i będę zmuszona wyrzucić go do śmieci. Jednak na szczęście po szybkiej akcji ratunkowej, akcji dezynfekującej opakowanie przy użyciu wody utlenionej i wody z mydłem okazało się, że wnętrze opakowania jest suchutkie, niedostała się tam ani kropla wody :):) Róż został uratowany !!!
Moje oczarowanie różem z MAC sprawiło ze nabrałam ochoty na jego sławnego kuzyna rozświetlacz Soft&Gentle.
A jakie są wasze ulubione produkty z firmy MAC. Uważacie że są warte ceny, a może nasz rodzimy INGLOT pobija MACa na głowę? Mooże warto najpierw kupić tańszy odpowiednik?
Jestem ciekawa waszych opinii.
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
Firma MAC owiana sławą na wszelkich możliwych blogach, filmikach, vlogach, itp. oraz dość duża trudność w zdobyciu ich kosmetyków sprawiła, że jakoś bardzo, bardzo ich zapragnęłam. Chociaż raz przetestować słynne pomadki, cienie, róże i pudry aby osobiście przekonać się czy ich wielka sława jest faktycznie zasłużona.
Obecnie posiadam w swojej kolekcji 3 produkty z firmy MAC: pomadkę, cień do powiek oraz róż wypiekany. I już wiem, że mój związek z MAC będzie nie zawsze szczęśliwy. Pomadka owszem fajna, ale absolutnie nic nadzwyczajnego, ot...pomadka jak każda inna. Cień do powiek stanowi największe rozczarowanie. Kolor cudowny, aplikacja bez zarzutów ale trwałość nawet na bazie, mizerna... :(
Ciesze się jednak, że po tych drobnych rozczarowaniach mimo wszystko skusiłam się na ich kolejny produkt z mojej listy - róż wypiekany.
Od kiedy zobaczyłam go na blogu Florence Beauty tutaj wiedziałam, że muszę go mieć. Róż wypiekany MAC Warm Soul jest idealny. Przepiękny brzoskwiniowo -różowy kolor z satynowym wykończeniem. Cudownie łatwy w aplikacji, pięknie się rozciera nadając twarzy subtelny rumieniec, który wygląda naturalnie, świeżo i promiennie.
Od kiedy mam ten róż używam go codziennie. A nawet nie widać żadnego ubytku w powierzchni różu. Również opakowanie stanowi dodatkowy plus. Jest eleganckie, trwałe i solidne a dodatkowo wodoszczelne :D Róż przeżył kąpiel w WC, hihihih. Dosłownie kilka dni po jego zakupie zanurkował w sedesie :( Byłam przekonana, że już po produkcie i będę zmuszona wyrzucić go do śmieci. Jednak na szczęście po szybkiej akcji ratunkowej, akcji dezynfekującej opakowanie przy użyciu wody utlenionej i wody z mydłem okazało się, że wnętrze opakowania jest suchutkie, niedostała się tam ani kropla wody :):) Róż został uratowany !!!
Moje oczarowanie różem z MAC sprawiło ze nabrałam ochoty na jego sławnego kuzyna rozświetlacz Soft&Gentle.
A jakie są wasze ulubione produkty z firmy MAC. Uważacie że są warte ceny, a może nasz rodzimy INGLOT pobija MACa na głowę? Mooże warto najpierw kupić tańszy odpowiednik?
Jestem ciekawa waszych opinii.
Trzymajcie się cieplutko!
Ania
niedziela, 31 maja 2015
Ulubieńcy Maja :)
Witajcie :)
Maj był i już go nie ma :) Kiedy to się stało - nie mam pojęcia! Ten miesiąc dosłownie przefrunął mi przed oczami. Natomiast uzbierało się kilka ciekawych kosmetyków, które zasłużyły na miano ulubionych w tym miesiącu.
VICHY IDEAL SOLEIL SPF 30 Mattifying face fluid dry touch - najlepszy filtr przeciwsłoneczny jaki miałam okazję używać. Przebił słynnego kuzyna z La Roch Posay. Podoba mi się w nim wszystko, od zapachu, przez konsystencję aż po właściwości pielęgnacyjno-ochronne oraz brak jakiegokolwiek przetłuszczania skóry. Rewelacyjny produkt, który rygorystycznie aplikuję w dość sporej ilości codziennie na twarz i go uwielbiam. Jestem w 100% pewna, że nie jest to moje ostatnie opakowanie. Polecam każdej właścicielce cery mieszanej lub tłustej. Zrewolucjonizuje to wasze podejście do filtrów ochronnych z SPF :)
ST.IVES ELEMENTS Daily Microdermabrasion - pamiętam, że parę lat temu produkty St.Ives były dostępne w drogeriach w Polsce, zwłaszcza ich kultowy produkt w postaci peelingu morelowego. Niestety dziś na próżno szukać produktów tej marki na sklepowych półkach. Za to w UK dostępne są wszędzie w niskich cenach. Ponieważ odczuwałam brak dobrego i delikatnego peelingu do twarzy nie zastanawiając się zbyt długo sięgnęłam po ten właśnie peeling. Przypomina on bardzo zarówno zapachem, działaniem jak i konsystencją peeling diamentowy z Yoskine. Lubię go za delikatność, nie podrażnia skóry, nie powoduje dodatkowego zaczerwienienia pomimo iż jest to peeling mechaniczny. Działanie określam na plus, skóra jest wygładzona, świeża, pełna blasku. Produkt jest na tyle fajny, że z przyjemnością używam go co 2-3 dni. Jeśli ktoś ma dostęp do kosmetyków z UK, to polecam zaopatrzyć się w ten peeling. Jest tani, wydajny i skuteczny. Czegoż chcieć więcej ?:)
MAYBELLINE Instant Anti-Age The Eraser Eye Concealer kolor Light - Kiedy przyjechałam do UK, jednym z pierwszych zakupów kosmetycznych jakie popełniłam był zakup słynnego korektora z COLLECTION. Niestety okazał się on dla mnie zbyt ciężki. Pomimo aplikowania naprawdę minimalnej ilości miałam wrażenie, że okolica pod oczami może i była rozjaśniona, ale jednocześnie korektor bardzo podkreślał mi delikatne zmarszczki i obciążał delikatną skórę pod oczami. Po kilku użyciach najzwyczajniej w świecie przestałam go używać. Szukając dobrego następcy zdecydowałam się na ten oto korektor z Maybelline. Słyszałam o nim sporo dobrego. Gama kolorystyczna jest dość skromna, wybrałam odcień najjaśniejszy Light , który przy pierwszej aplikacji dosłownie mnie przeraził:) Kolor był żółty! W pierwszej chwili pomyślałam, że zdecydowanie coś jest nie tak i pewnie będę wyglądać jakbym była co najmniej chora. Jednak po delikatnym wklepaniu produkt całkowicie stopił się ze skórą i dopasował się kolorystycznie. Po minucie okolica pod oczami była wyraźnie rozjaśniona i wygładzona a przy tym w idealnym naturalny, cielistym kolorze. Korektor nie roluje się, nie podkreśla zmarszczek. Nie muszę go nawet przypudrowywać. Bardzo ciekawy produkt i godny polecenia.
THE BODY SHOP Honey Bronzing Powder kolor 01 - Od kiedy zobaczyłam ten bronzer marzyłam o nim. Podobała mi sie idea delikatnego, matowego bronzera, który idealnie sprawdza się przy jasnych karnacjach. Kiedy więc w końcu go kupiłam i użyłam po raz pierwszy...dość mocno się nim rozczarowałam. Nie widziałam go w ogóle na skórze pomimo zaaplikowania dość sporej wg mnie ilości. Brozner pozostawał nie widoczny. Skoro jednak był on takim moim wymarzonym produktem postanowiłam się nie poddawać i znaleźć na niego sposób. Z czasem kiedy nauczyłam się jak go poprawnie aplikować naprawdę polubiłam ten produkt. Wygląda rewelacyjnie wymieszany z różem, dzięki temu uzyskuję efekt bardzo naturalnej, jakby muśniętej słońcem zdrowej skóry. Cieszę się, że udało nam się jakoś dogadać :)
NIP+FAB Glycolic Fix Exfoliating Facial Pads - płatki nasączone kwasem glikolowym do delikatnego złuszczania naskórka okazały się moim odkryciem kosmetycznym :) Używam jednego płatka podczas wieczornej pielęgnacji. Przemywam nim twarz ( omijając okolice oczu i ust ) oraz szyję i dekolt. Czekam chwilę aż produkt się wchłonie po czym aplikuję serum lub od razu krem na noc. Rano budzę się z wypoczętą, świeżą, gładką i pozbawioną niedoskonałości cerą. Ten produkt naprawdę działa. Uwielbiam go za działanie oraz wygodną formę aplikacji:)
AUSSIE Mega Shampoo - jak ja mogłam bez niego żyć!! Ja się pytam!!?? Pamiętam jak kiedyś parę lat temu przywiozłam z wyjazdu zagranicznego małą buteleczkę odżywki AUSSIE 3 min miracle. Moje włosy i ta maseczka w ogóle się nie polubiły. Tym samym zraziłam się do tej marki oraz uznałam, że pewnie i ich inne produkty nie będą mi odpowiadać. Niedawno szukając szamponu do włosów w niewyjaśniony do tej pory sposób do mojego koszyka trafiła ta oto butelka szamponu. Już przy pierwszym użyciu musiałam uderzyć się w pierś i przeprosić się z marką AUSSIE. Ten szampon jest dosłownie MEGA :) Po żadnym szamponie moje włosy nie były tak puszyste, miękkie a przede wszystkim tak świeże i to przez kilka dni. Obecnie mogę nie myć włosów ok 3 dni i jeszcze czuję ze mogę wyjść do ludzi bez konieczności zakładania na głowę kominiarki :D Szampon fajnie się pieni, przyjemnie pachnie i jest MEGA wydajny :) Jestem na TAK i kupuję kolejną butelkę :)
To wszystkie kosmetyki jakie zauroczyły mnie w tym miesiącu.
A jacy są wasi ulubieńcy?
Trzymajcie się cieplutko:)
Ania
Maj był i już go nie ma :) Kiedy to się stało - nie mam pojęcia! Ten miesiąc dosłownie przefrunął mi przed oczami. Natomiast uzbierało się kilka ciekawych kosmetyków, które zasłużyły na miano ulubionych w tym miesiącu.
VICHY IDEAL SOLEIL SPF 30 Mattifying face fluid dry touch - najlepszy filtr przeciwsłoneczny jaki miałam okazję używać. Przebił słynnego kuzyna z La Roch Posay. Podoba mi się w nim wszystko, od zapachu, przez konsystencję aż po właściwości pielęgnacyjno-ochronne oraz brak jakiegokolwiek przetłuszczania skóry. Rewelacyjny produkt, który rygorystycznie aplikuję w dość sporej ilości codziennie na twarz i go uwielbiam. Jestem w 100% pewna, że nie jest to moje ostatnie opakowanie. Polecam każdej właścicielce cery mieszanej lub tłustej. Zrewolucjonizuje to wasze podejście do filtrów ochronnych z SPF :)
ST.IVES ELEMENTS Daily Microdermabrasion - pamiętam, że parę lat temu produkty St.Ives były dostępne w drogeriach w Polsce, zwłaszcza ich kultowy produkt w postaci peelingu morelowego. Niestety dziś na próżno szukać produktów tej marki na sklepowych półkach. Za to w UK dostępne są wszędzie w niskich cenach. Ponieważ odczuwałam brak dobrego i delikatnego peelingu do twarzy nie zastanawiając się zbyt długo sięgnęłam po ten właśnie peeling. Przypomina on bardzo zarówno zapachem, działaniem jak i konsystencją peeling diamentowy z Yoskine. Lubię go za delikatność, nie podrażnia skóry, nie powoduje dodatkowego zaczerwienienia pomimo iż jest to peeling mechaniczny. Działanie określam na plus, skóra jest wygładzona, świeża, pełna blasku. Produkt jest na tyle fajny, że z przyjemnością używam go co 2-3 dni. Jeśli ktoś ma dostęp do kosmetyków z UK, to polecam zaopatrzyć się w ten peeling. Jest tani, wydajny i skuteczny. Czegoż chcieć więcej ?:)
MAYBELLINE Instant Anti-Age The Eraser Eye Concealer kolor Light - Kiedy przyjechałam do UK, jednym z pierwszych zakupów kosmetycznych jakie popełniłam był zakup słynnego korektora z COLLECTION. Niestety okazał się on dla mnie zbyt ciężki. Pomimo aplikowania naprawdę minimalnej ilości miałam wrażenie, że okolica pod oczami może i była rozjaśniona, ale jednocześnie korektor bardzo podkreślał mi delikatne zmarszczki i obciążał delikatną skórę pod oczami. Po kilku użyciach najzwyczajniej w świecie przestałam go używać. Szukając dobrego następcy zdecydowałam się na ten oto korektor z Maybelline. Słyszałam o nim sporo dobrego. Gama kolorystyczna jest dość skromna, wybrałam odcień najjaśniejszy Light , który przy pierwszej aplikacji dosłownie mnie przeraził:) Kolor był żółty! W pierwszej chwili pomyślałam, że zdecydowanie coś jest nie tak i pewnie będę wyglądać jakbym była co najmniej chora. Jednak po delikatnym wklepaniu produkt całkowicie stopił się ze skórą i dopasował się kolorystycznie. Po minucie okolica pod oczami była wyraźnie rozjaśniona i wygładzona a przy tym w idealnym naturalny, cielistym kolorze. Korektor nie roluje się, nie podkreśla zmarszczek. Nie muszę go nawet przypudrowywać. Bardzo ciekawy produkt i godny polecenia.
THE BODY SHOP Honey Bronzing Powder kolor 01 - Od kiedy zobaczyłam ten bronzer marzyłam o nim. Podobała mi sie idea delikatnego, matowego bronzera, który idealnie sprawdza się przy jasnych karnacjach. Kiedy więc w końcu go kupiłam i użyłam po raz pierwszy...dość mocno się nim rozczarowałam. Nie widziałam go w ogóle na skórze pomimo zaaplikowania dość sporej wg mnie ilości. Brozner pozostawał nie widoczny. Skoro jednak był on takim moim wymarzonym produktem postanowiłam się nie poddawać i znaleźć na niego sposób. Z czasem kiedy nauczyłam się jak go poprawnie aplikować naprawdę polubiłam ten produkt. Wygląda rewelacyjnie wymieszany z różem, dzięki temu uzyskuję efekt bardzo naturalnej, jakby muśniętej słońcem zdrowej skóry. Cieszę się, że udało nam się jakoś dogadać :)
NIP+FAB Glycolic Fix Exfoliating Facial Pads - płatki nasączone kwasem glikolowym do delikatnego złuszczania naskórka okazały się moim odkryciem kosmetycznym :) Używam jednego płatka podczas wieczornej pielęgnacji. Przemywam nim twarz ( omijając okolice oczu i ust ) oraz szyję i dekolt. Czekam chwilę aż produkt się wchłonie po czym aplikuję serum lub od razu krem na noc. Rano budzę się z wypoczętą, świeżą, gładką i pozbawioną niedoskonałości cerą. Ten produkt naprawdę działa. Uwielbiam go za działanie oraz wygodną formę aplikacji:)
AUSSIE Mega Shampoo - jak ja mogłam bez niego żyć!! Ja się pytam!!?? Pamiętam jak kiedyś parę lat temu przywiozłam z wyjazdu zagranicznego małą buteleczkę odżywki AUSSIE 3 min miracle. Moje włosy i ta maseczka w ogóle się nie polubiły. Tym samym zraziłam się do tej marki oraz uznałam, że pewnie i ich inne produkty nie będą mi odpowiadać. Niedawno szukając szamponu do włosów w niewyjaśniony do tej pory sposób do mojego koszyka trafiła ta oto butelka szamponu. Już przy pierwszym użyciu musiałam uderzyć się w pierś i przeprosić się z marką AUSSIE. Ten szampon jest dosłownie MEGA :) Po żadnym szamponie moje włosy nie były tak puszyste, miękkie a przede wszystkim tak świeże i to przez kilka dni. Obecnie mogę nie myć włosów ok 3 dni i jeszcze czuję ze mogę wyjść do ludzi bez konieczności zakładania na głowę kominiarki :D Szampon fajnie się pieni, przyjemnie pachnie i jest MEGA wydajny :) Jestem na TAK i kupuję kolejną butelkę :)
To wszystkie kosmetyki jakie zauroczyły mnie w tym miesiącu.
A jacy są wasi ulubieńcy?
Trzymajcie się cieplutko:)
Ania
niedziela, 17 maja 2015
Phenome - Green Tea Refreshing bath & shower gel
WItajcie!!!
Mam nadzieje, że spędzacie miło weekend. Ja się relaksuję, odpoczywam i ładuję baterie na nowy tydzień.
Dziś chciałam zaprezentować Wam produkt, dzięki któremu mam nie tylko oczyszczoną i nawilżoną skórę ale również zrelaksowany umysł / jeśli można tak to określić :) /
Żel pod prysznic i do kąpieli z firmy Phenome jest moim pierwszym kontaktem z tą marką. Oczywiście słyszałam wcześniej pozytywne opinie na temat tej firmy, o jej misji, świetnych składach produktów i ogólnie dobrym działaniu ich kosmetyków. Są to jednak kosmetyki dość drogie i z dość trudnym dostępem do nich / przynajmniej dla mnie /
Bardzo się ucieszyłam kiedy znalazłam ich produkt w upominkach ze Spotkania Blogerek w Londynie. Byłam bardzo ciekawa tego żelu i wręcz nie mogłam się doczekać na jego testowanie. Ponieważ jednak miałam dość sporo żeli pod prysznic, musiał poczekać na swoją kolej.
Żel o konsystencji przypominającej bardziej olejek gości pod moim prysznicem już ok 3 tygodni. I uwielbiam go!!! Jest w nim wszystko to czego oczekuję od porządnego żelu pod prysznic.
Wspaniały zapach przypominający wodę toaletową Elizabeth Arden Green Tea, a więc świeży, pozytywny, oczyszczający, lekki.
Z założenia i tytułu jest to produkt który powinien nas obudzić i orzeźwić pod prysznicem, na mnie jednak działa wyciszając i uspokajająca :) I to w nim bardzo lubię.
Ekonomiczność - wystarczą dwie pompki aby umyć cale ciało czy to przy użyciu rąk, czy z pomocą gąbki. Żel na gąbce przyzwoicie się pieni natomiast aplikowany ręką zmienia się przy kontakcie z wilgotną skórą w przyjemną mleczną emulsję, którą bardzo łatwo rozprowadzi na całym ciele. Tak niewielka ilość produkt sprawia, że mam jeszcze 2/3 buteleczki, co bardzo mnie cieszy :)
Działanie - produkt fenomenalnie oczyszcza i nawilża skórę. Nie ma uczucia żadnego wysuszenia, ściągnięcia. Skóra jest miękka, delikatna i nawilżona.
Opakowanie - buteleczka z pompką przy tak lejącej konsystencji sprawdza się idealnie. Bardzo łatwo wydobyć właściwą ilość produktu, bez rozlewania żelu dookoła, bez marnotrawstwa, bez bałaganu.
W tym produkcie widzę jedną jedyną wadę. A mianowicie cena. Jak na żel pod prysznic jest dość wysoka; 60.oo PLN za 250 ml to sporo.
Jednak jestem tak pozytywnie zaskoczona tym produktem; jego działanie ( zwłaszcza poczucie relaksu nie tylko ciała ale i umysłu ) jest na tyle fenomenalne, że poważnie rozważam ponowny zakup.
Produkt można kupić w:
- Polsce w sklepach Phenome oraz on line tutaj.
- UK w sklepie internetowym EcoEuphoria tutaj.
Dzięki temu produktowi jestem coraz bardziej ciekawa innych kosmetyków marki Phenome.
Znacie ta markę? Polecacie coś?
Trzymajcie się cieplutko:)
Ania
Mam nadzieje, że spędzacie miło weekend. Ja się relaksuję, odpoczywam i ładuję baterie na nowy tydzień.
Dziś chciałam zaprezentować Wam produkt, dzięki któremu mam nie tylko oczyszczoną i nawilżoną skórę ale również zrelaksowany umysł / jeśli można tak to określić :) /
Żel pod prysznic i do kąpieli z firmy Phenome jest moim pierwszym kontaktem z tą marką. Oczywiście słyszałam wcześniej pozytywne opinie na temat tej firmy, o jej misji, świetnych składach produktów i ogólnie dobrym działaniu ich kosmetyków. Są to jednak kosmetyki dość drogie i z dość trudnym dostępem do nich / przynajmniej dla mnie /
Bardzo się ucieszyłam kiedy znalazłam ich produkt w upominkach ze Spotkania Blogerek w Londynie. Byłam bardzo ciekawa tego żelu i wręcz nie mogłam się doczekać na jego testowanie. Ponieważ jednak miałam dość sporo żeli pod prysznic, musiał poczekać na swoją kolej.
Żel o konsystencji przypominającej bardziej olejek gości pod moim prysznicem już ok 3 tygodni. I uwielbiam go!!! Jest w nim wszystko to czego oczekuję od porządnego żelu pod prysznic.
Wspaniały zapach przypominający wodę toaletową Elizabeth Arden Green Tea, a więc świeży, pozytywny, oczyszczający, lekki.
Z założenia i tytułu jest to produkt który powinien nas obudzić i orzeźwić pod prysznicem, na mnie jednak działa wyciszając i uspokajająca :) I to w nim bardzo lubię.
Ekonomiczność - wystarczą dwie pompki aby umyć cale ciało czy to przy użyciu rąk, czy z pomocą gąbki. Żel na gąbce przyzwoicie się pieni natomiast aplikowany ręką zmienia się przy kontakcie z wilgotną skórą w przyjemną mleczną emulsję, którą bardzo łatwo rozprowadzi na całym ciele. Tak niewielka ilość produkt sprawia, że mam jeszcze 2/3 buteleczki, co bardzo mnie cieszy :)
Działanie - produkt fenomenalnie oczyszcza i nawilża skórę. Nie ma uczucia żadnego wysuszenia, ściągnięcia. Skóra jest miękka, delikatna i nawilżona.
Opakowanie - buteleczka z pompką przy tak lejącej konsystencji sprawdza się idealnie. Bardzo łatwo wydobyć właściwą ilość produktu, bez rozlewania żelu dookoła, bez marnotrawstwa, bez bałaganu.
W tym produkcie widzę jedną jedyną wadę. A mianowicie cena. Jak na żel pod prysznic jest dość wysoka; 60.oo PLN za 250 ml to sporo.
Jednak jestem tak pozytywnie zaskoczona tym produktem; jego działanie ( zwłaszcza poczucie relaksu nie tylko ciała ale i umysłu ) jest na tyle fenomenalne, że poważnie rozważam ponowny zakup.
Produkt można kupić w:
- Polsce w sklepach Phenome oraz on line tutaj.
- UK w sklepie internetowym EcoEuphoria tutaj.
Dzięki temu produktowi jestem coraz bardziej ciekawa innych kosmetyków marki Phenome.
Znacie ta markę? Polecacie coś?
Trzymajcie się cieplutko:)
Ania
niedziela, 26 kwietnia 2015
Ulubieńcy Kwietnia !
Witajcie!!
Dziś o ulubieńcach miesiąca. Nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam tego typu post:) A że zebrało się w tym miesiącu kilka produktów po które notorycznie sięgałam, więc jest okazja aby nadrobić zaległości :) Dziś głównie kolorówka.
1. COLLECTION Eyes Uncovered Nude Palette - nie było praktycznie dnia w którym na moich powiekach nie gościł by któryś z cieni z tej paletki. Uwielbiam dosłownie każdy odcień, najmniej chyba przypadł mi do gustu kolor Chocolate Milk, który wpada w ciepłe tony z którymi ja akurat średnio się czuję. Najbardziej lubię z kolei mieszać ze sobą wszystkie trzy najjaśniejsze odcienie, uzyskuję wtedy naprawdę przepiękny cielisty kolor który wygląda ślicznie na powiece. Są to najlepsze jakościowo cienie z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Pokonują wg mnie nawet naszego rodzimego Inglota. Uwielbiam !!!
P.S. Wybaczcie brudne opakowanie, ale niestety nie idzie go doczyścić :(
2. TOO FACED Shadow Insurance - baza pod cienie - niestety jestem posiadaczką tłustych powiek. Bez porządnej bazy nawet najlepsze cienie rolują się i znikają z powieki po dosłownie dwóch godzinach. Baza pod cienie jest więc dla mnie produktem must have . Ta baza jest doskonała. Cienie świetnie się na niej rozprowadzają, blendują i utrzymują dosłownie cały dzień. Jestem bardzo zadowolona z tej bazy, chociaż kiedy mi się skończy planuję przetestować bazę z Urban Decay. Tak dla porównania :)
3. LAURA MERCIER - tusz do rzęs - otrzymałam w ostatnim Brichbox. Bardzo fajna maskara, dobrze pogrubia i wydłuża rzęsy. Nie osypuje się ani nie rozmazuje za to łatwo usunąć ją płynem micelarnym z Garnier. Ot, dobry tusz, miła odmiana po rozczarowaniu tuszem Jumbo z Physician Phormula. Jednak nadal uważam, że nie warto kupować drogich tuszy do rzęs, bo te drogeryjne są równie dobre :)
4. LORD & BERRY Silk kajal kohl-liner #1001 Black - czarna kredka do oczu o dziwo bardzo często gościła na moich powiekach głównie jako kredka dla podkreślenia wewnętrznej linii pod rzęsami. Utrzymywała się cały dzień, nie podrażniała. Bardzo spodobało mi się tak podkreślone oko. Używałam tej kredki z prawdziwą przyjemnością :)
5. RIMMEL Stay Matte Foundation #103 True Ivory - po krótkim skoku w bok do innego podkładu w drugiej połowie tego miesiąca wróciłam do podkładu z Rimmel i przypomniałam sobie dlaczego jest to już moje 3 opakowanie. Świetny, świetny podkład matujący w bardzo przystępnej cenie. Efekt naturalnego, zdrowego matu jaki dzięki temu podkładowi uzyskuję na swojej twarzy jest fenomenalny. A do tego świetne krycie. Jest to jeden z najlepszych podkładów ever! Zwłaszcza dla cery mieszanej i tłustej. Naprawdę godny polecenia !!
6. MAYBELLINE Colorama #302 - przepiękny złoty cień który stosuję jako rozświetlacz wspaniale współgra z moją karnacją i daje subtelny efekt rozświetlenia. Naprawdę lubię i z przyjemnością wróciłam do niego po krótkiej przerwie.
7. WET N WILD Pearlescent Pink #831E - róż do policzków w ślicznym koralowo-brzoskwiniowo-różowym odcieniu z drobinkami. Ten róż jest typowany na dupe dla słynnego Orgazm z Narsa. Nie miałam oryginału więc trudno mi się tutaj odnieść do tej informacji, jednak róż sam w sobie ma przepiękny kolor. Dodaje świeżości twarzy, długo się utrzymuje. Bardzo często gościł na mojej twarzy w tym miesiącu.
8. SALLY HANSEN Complete Salon Manicure #210 Naked Ambition - szukałam delikatnego codziennego lakieru do paznokci i jakoś żaden kolor nie wpadł mi w oko aż do czasu kiedy wypatrzyłam ten konkretny nudziak :) Sliczny lososiowy kolor z delikatnymi mieniącymi się drobinkami. Wygląda na paznokciu bardzo elegancko i czysto. Schnie ekspresowo, utrzymuje się spokojnie do 4 dni ( wow! ). Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu.
9. DOVE Odżywka z sprayu - ile ja się jej naszukałam. Zawsze była wykupiona albo w ogóle jej nie było na półkach sklepowych. Bardzo dobra odżywka, ułatwia rozczesanie włosów, nie obciąża ich jakoś specjalnie, nie czuć jej na włosach, choć jednocześnie sprawia że są miękkie i delikatne w dotyku. Dobra, solidna odżywka do włosów. Nic dodać nic ująć ...aaa... i jeszcze ślicznie pachnie :)
I to już wszystko :)
W najbliższym czasie planuję post denkowy :)
Trzymajcie się cieplutko i spokojnej niedzieli :)
Ania
Dziś o ulubieńcach miesiąca. Nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam tego typu post:) A że zebrało się w tym miesiącu kilka produktów po które notorycznie sięgałam, więc jest okazja aby nadrobić zaległości :) Dziś głównie kolorówka.
1. COLLECTION Eyes Uncovered Nude Palette - nie było praktycznie dnia w którym na moich powiekach nie gościł by któryś z cieni z tej paletki. Uwielbiam dosłownie każdy odcień, najmniej chyba przypadł mi do gustu kolor Chocolate Milk, który wpada w ciepłe tony z którymi ja akurat średnio się czuję. Najbardziej lubię z kolei mieszać ze sobą wszystkie trzy najjaśniejsze odcienie, uzyskuję wtedy naprawdę przepiękny cielisty kolor który wygląda ślicznie na powiece. Są to najlepsze jakościowo cienie z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Pokonują wg mnie nawet naszego rodzimego Inglota. Uwielbiam !!!
P.S. Wybaczcie brudne opakowanie, ale niestety nie idzie go doczyścić :(
2. TOO FACED Shadow Insurance - baza pod cienie - niestety jestem posiadaczką tłustych powiek. Bez porządnej bazy nawet najlepsze cienie rolują się i znikają z powieki po dosłownie dwóch godzinach. Baza pod cienie jest więc dla mnie produktem must have . Ta baza jest doskonała. Cienie świetnie się na niej rozprowadzają, blendują i utrzymują dosłownie cały dzień. Jestem bardzo zadowolona z tej bazy, chociaż kiedy mi się skończy planuję przetestować bazę z Urban Decay. Tak dla porównania :)
3. LAURA MERCIER - tusz do rzęs - otrzymałam w ostatnim Brichbox. Bardzo fajna maskara, dobrze pogrubia i wydłuża rzęsy. Nie osypuje się ani nie rozmazuje za to łatwo usunąć ją płynem micelarnym z Garnier. Ot, dobry tusz, miła odmiana po rozczarowaniu tuszem Jumbo z Physician Phormula. Jednak nadal uważam, że nie warto kupować drogich tuszy do rzęs, bo te drogeryjne są równie dobre :)
4. LORD & BERRY Silk kajal kohl-liner #1001 Black - czarna kredka do oczu o dziwo bardzo często gościła na moich powiekach głównie jako kredka dla podkreślenia wewnętrznej linii pod rzęsami. Utrzymywała się cały dzień, nie podrażniała. Bardzo spodobało mi się tak podkreślone oko. Używałam tej kredki z prawdziwą przyjemnością :)
5. RIMMEL Stay Matte Foundation #103 True Ivory - po krótkim skoku w bok do innego podkładu w drugiej połowie tego miesiąca wróciłam do podkładu z Rimmel i przypomniałam sobie dlaczego jest to już moje 3 opakowanie. Świetny, świetny podkład matujący w bardzo przystępnej cenie. Efekt naturalnego, zdrowego matu jaki dzięki temu podkładowi uzyskuję na swojej twarzy jest fenomenalny. A do tego świetne krycie. Jest to jeden z najlepszych podkładów ever! Zwłaszcza dla cery mieszanej i tłustej. Naprawdę godny polecenia !!
6. MAYBELLINE Colorama #302 - przepiękny złoty cień który stosuję jako rozświetlacz wspaniale współgra z moją karnacją i daje subtelny efekt rozświetlenia. Naprawdę lubię i z przyjemnością wróciłam do niego po krótkiej przerwie.
7. WET N WILD Pearlescent Pink #831E - róż do policzków w ślicznym koralowo-brzoskwiniowo-różowym odcieniu z drobinkami. Ten róż jest typowany na dupe dla słynnego Orgazm z Narsa. Nie miałam oryginału więc trudno mi się tutaj odnieść do tej informacji, jednak róż sam w sobie ma przepiękny kolor. Dodaje świeżości twarzy, długo się utrzymuje. Bardzo często gościł na mojej twarzy w tym miesiącu.
8. SALLY HANSEN Complete Salon Manicure #210 Naked Ambition - szukałam delikatnego codziennego lakieru do paznokci i jakoś żaden kolor nie wpadł mi w oko aż do czasu kiedy wypatrzyłam ten konkretny nudziak :) Sliczny lososiowy kolor z delikatnymi mieniącymi się drobinkami. Wygląda na paznokciu bardzo elegancko i czysto. Schnie ekspresowo, utrzymuje się spokojnie do 4 dni ( wow! ). Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu.
9. DOVE Odżywka z sprayu - ile ja się jej naszukałam. Zawsze była wykupiona albo w ogóle jej nie było na półkach sklepowych. Bardzo dobra odżywka, ułatwia rozczesanie włosów, nie obciąża ich jakoś specjalnie, nie czuć jej na włosach, choć jednocześnie sprawia że są miękkie i delikatne w dotyku. Dobra, solidna odżywka do włosów. Nic dodać nic ująć ...aaa... i jeszcze ślicznie pachnie :)
I to już wszystko :)
W najbliższym czasie planuję post denkowy :)
Trzymajcie się cieplutko i spokojnej niedzieli :)
Ania
Subskrybuj:
Posty (Atom)