Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 12 kwietnia 2015

Ku przestrodze - róża z kolcami !!!

Witajcie!!

Zawsze cieszyłam się z posiadania cery mało wrażliwej zarówno na czynniki atmosferyczne jak i różne kosmetyki. Nie wiedziałam co to podrażnienie, przesuszenie, zaczerwienienia, trądzik ( owszem jakieś niespodzianki zawsze się pojawiały ale nigdy nie był to stan przyprawiający mnie o ból głowy ), rozszerzone naczynka czy też inne dziwne reakcje uczuleniowe. Był to dla mnie zupełnie nieznany świat, żyłam sobie w błogiej nieświadomości. Aż do teraz...

Od jakiegoś czasu borykam się z kapryśną cerą. Na początku moja cera nie zbyt dobrze zareagowała na tutejszą wodę po przeprowadzce do UK. Potem bardzo podrażnił ją żel do mycia twarzy z Palmers. Kiedy wydawało mi się, że problem został już rozwiązany na skórze mojej twarzy zaczęły pojawiać się dziwne czerwone kropeczki przypominające wysypkę a skóra na nowo zaczęła przesuszać się coraz bardziej ( w dotyku przypominała papier ). Sporo czasu trwało zanim znalazłam winowajcę tego całego dramatu. Cały czas co prawda czekam na poprawę, więc nadal nie jestem na 100% pewna czy to to, czy może coś innego.

Ponieważ problemy na początku były mało widoczne trudno było mi domyśleć się który produkt mam za ten stan obwiniać. W ramach akcji SOS wprowadziłam wg mnie delikatne, naturalne produkty pielęgnacyjne które cieszyły się bardzo dobrymi opiniami w świecie blogowym. Nieświadomie zostałam osaczona przez mojego wroga!

Olejek różany czy też woda różana znana jest ze swoich dobroczynnych i pielęgnacyjnych właściwości zwłaszcza w stosunku do cery dojrzałej, zmęczonej, poszarzałej. Osobiście uwielbiam róże, ich zapach ( ulubiona nuta zapachowa perfum )dlatego tym większym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że to właśnie zawartość olejku/wody różanej w stosowanych przeze mnie produktach przyczyniała się do takiego spustoszenia mojej cery :(


Wszystko zaczęło się od olejku MAGIC ROSE z Everee, który na moją prośbę przesłała mi moja Mama. Ile dobrego ja się o tym olejku naczytałam! Po pierwszych użyciach tego olejku nie zauważyłam nic niepokojącego, nie było co prawda żadnego WOW, pomyślałam więc że potrzeba trochę więcej czasu aby zauważyć jego dobroczynne działanie. Powoli również zaczęłam zauważać pojawiające się drobne czerwone punkciki na mojej twarzy. W niedługim czasie później będąc na spotkaniu blogerek w Londynie otrzymałam w prezencie krem DETOX Bis-in-DIE z firmy FEMI. Krem ma niesamowicie bogaty i naturalny skład, cieszy się również zasłużoną pozytywną opinią w internecie. Co więcej, kiedy moja koleżanka z pracy żaliła się na swoje problemy skórne pożyczyłam go jej i krem okazał się zbawienny dla jej skóry. Widząc jak świetnie poradził sobie z problemami skóry mojej koleżanki tym większe miałam wobec niego oczekiwania i aplikowałam ten krem zarówno rano jak i wieczorem. Moje problemy skórne stawały się coraz bardziej widoczne. Będąc w Londynie nabyłam również balsam myjący Lush, który uwaga ma w sobie ekstrakt z róży. Nie podejrzewając go o nic złego, wręcz licząc, że pomoże mi rozwiązać problem z cerą z przyjemnością oczyszczałam nim twarz wieczorem. Moja cera nie miała się wcale lepiej. Mój dotychczasowy żel do mycia twarzy kończył się już ( jego głównie obwiniałam o problemy z cerą ) musiałam kupić jakiś żel do mycia twarzy który mogłabym stosować rano ( Lush był na wieczór ). W TkMaxx trafiłam na żel Organic Surge. Jego bazę stanowiła oczywiście ... róża! A jakże!!!

I to była kropla nad "i"... moja cera zaczęła krzyczeć o pomoc, zbuntowała się całkowicie!!! Całe policzki, czoło mam "pięknie" pokryte czerwonymi kropeczkami ( jak przy różyczce ) które z trudem zakrywa mi mój podkład. Do tej pory nie potrafię wyjaśnić czemu tak długo trwało zanim zorientowałam się że to produkty różane mi nie służą. Żeby było jeszcze śmieszniej pędzle i gąbeczkę do makijażu myłam w mydle Dr Bronner, różanym oczywiście ( świetnie rodzi sobie z czyszczeniem pędzli i gąbeczki więc na pewno kupię nowe opakowanie tylko już nie różane )

Od 3 dni jestem na różanym detoksie. Stan mojej cery powoli się poprawia. Skóra nie jest już tak przesuszona, a wysypka powoli blednie i maleje ( choć jest to bardzo powolny proces ). Póki co moja pielęgnacja twarzy polega na demakijażu wodą micelarną z Garniera, oczyszczeniem żelem Cetapil oraz nałożeniem kremu do cery bardzo wrażliwej z Burt`s Bee.

Z bólem serca pozbędę się wszystkich wspomnianych produktów zawierających wodę/olejek różany. Najbardziej jest mi szkoda żelu z Organic Surge, który jest naprawdę świetny, przepięknie pachnie, cudownie oczyszcza skórę. I gdyby nie ta nieszczęsna róża, mógłby to być mój KWC! :(


Mam nadzieje, że już w niedługim czasie problemy skórne staną się wspomnieniem. Dzięki tej przygodzie zaczęłam przywiązywać większą uwagę do wybieranych przeze mnie kosmetyków oraz do całego procesu pielęgnacji skóry twarzy. Ufam, że dzięki temu uniknę podobnych nieprzyjemnych sytuacji.

Szkoda tylko tego olejku różanego...

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

5 komentarzy:

  1. do tej pory na moją cerę kosmetyki różane działały wspaniale, ale kupiłam ostatnio olejek evree i mnie wysypało ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ten olejek w sobie coś takiego ma, że na jednych działa podrażniająco a na innych kojąco. Ja bardzo zraziłam się zarówno do olejków jak i kosmetyków naturalnych. Będę do nich podchodzić z ogromną ostrożnością.

      Usuń
  2. Wspolczuje, ja nie kupuje nic rozanego, nie lubie tego zapachu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety uwielbiam i mocno boleje nad tym faktem. A olejek/ ekstrakt różany wbrew pozorom jest w sporej ilości drogeryjnych kosmetyków, tak więc teraz dokładnie czytam opisy :)

      Usuń
  3. Szkoda, że te kosmetyki bardziej Ci zaszkodziły niż pomogły.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...