Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 września 2015

bareMinerals Complexion Rescue

Witajcie!!!

Nie wiem czy tylko ja tak mam ale zazwyczaj kiedy planuje "popełnić" zakupy kosmetyczne to zazwyczaj kończy się to niepowodzeniem. Planuje, przeszukuje internet w celu znalezienia najdokładniejszych swatchy i recenzji a kiedy dochodzi co do czego nie potrafię się zdecydować i ze sklepu wychodzę z pustymi rękoma. Podobnie było i teraz na bezcłówce na lotnisku. Już na kilka tygodni przed planowaną podróżą zastanawiałam się co jest mi najbardziej potrzebne i co powinnam sobie kupić korzystając z niższych cen. Będąc już na lotnisku chodziłam od stanowiska do stanowiska, od półki do półki i...na nic nie mogłam się zdecydować. Eh...

Ostatecznie, już tak prawie trochę na siłę ( no bo jak to może być że nic nie kupię ?! ) nabyłam krem koloryzujący z bareMinerals. Dość popularny produkt tej firmy Comlexion Rescue Tinted Hydrating Gel Cream.


Jego zadaniem jest nadanie skórze zdrowego blasku, wyrównanie kolorytu cery. Jego krycie określiłam jako słabe do średniego. Posiada filtr przeciwsłoneczny mineralny SPF30 PA+++, ma kremową konsystencje, łatwo się rozprowadza oraz dopasowuje do kolorytu cery, wygląda naturalnie i faktycznie rozświetla cerę.

Wybrałam najjaśniejszy z dostępnych odcieni. Kolor Vanilla 02 jest dla mnie idealny.


Stosuje go codziennie od dnia zakupu. Jednak dziś wiem, że na pewno do niego nie wrócę. Jako posiadaczka cery mieszanej gustuje jednak bardziej w produktach które raczej dodatkowego blasku nie dodają. Mam już własnego wystarczająco :D Chociaż moja cera ostatnio wyraźnie się uspokoiła jeśli chodzi o strefę T, to jednak nadal daleko jej do cery suchej. Dlatego po kilku dniach testów aplikuję ten krem na suche partie twarzy czyli policzki, natomiast na czoło, nos i brodę stosuję podkład matujący.

Myślę, że posiadaczki cery suchej naprawdę mogą śmiało i w ciemno kupić Complection Rescue i będą z niego bardzo zadowolone. Cera po nałożeniu tego kremu ( suche partie ) wygląda fantastycznie, jest gładka, promienna i "wypoczęta". Nic tylko się zachwycać. Niestety partie tłuste w tym samym czasie straszą niezdrowym blaskiem i podkreślonymi porami. Cera w tych miejscach natychmiast stała się ziemista i podkreślone zostały wszelkie możliwe niedoskonałości.


Posdumowując produkt zużyję z przyjemnością choć mieszanie go z drugim podkładem jest na dłuższą metę , zwłaszcza w poranki dość uciążliwe. Polecam osobom z suchą bądź normalną cerą. Ja wracam do dalszych poszukiwań podkładu idealnego. Tym razem na oku mam nową wersję podkładu Loreal True Match oraz nową wersję podkładu Max Factor Miracle Match.

A wy znacie bareMinerals? Jakie są wasze doswiadczenia z tym produktem?

Trzymajcie się cieplutko:)
Ania

niedziela, 16 sierpnia 2015

Pielęgnacja ust - odżywcza pomadka peeling Sylveco

Witajcie!!

Moje usta od zawsze były szorstkie, często wysuszone, popękane, do tego z natury posiadają sporo drobnych zmarszczek. Nie sprzyjało to ich urodzie :(
Pomadki ochronne owszem pomagały ale tylko chwilowo i pobieżnie. Swego czasu hitem był balsam do ust z Nuxe. Chyba każdy kto choć trochę śledzi kosmetyczny świat blogowy słyszał o tym produkcie. Niestety kosztuje on nie mało jak na produkt do ust i jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze. Tym bardziej ucieszyłam się kiedy nasza rodzima firma Sylveco wypuściła na rynek odżywczą pomadkę peeling do ust. Pewnie jestem ostatnią osobą która zaczęła uzywać tej pomadki ale niestety sklepiki zielarskie w moim rodzinnym mieście są dość słabo zaopatrzone. Moja mama musiała mi zamówić tą pomadkę. Nastepnym razem poprostu zamówię ze strony producenta z dostawą do UK :)


Ale wracając do tematu. Pomadka to twardy sztyft z zatopionymi kryształkami cukru trzcinowego. Bogaty w oleje oraz odżywcze masła faktycznie wygładza i pielęgnuje usta.

INCI:Olej sojowy, Wosk pszczeli, Cukier trzcinowy, Lanolina, Olej z wiesiołka, Wosk carnauba, Masło kakaowe, Masło karite (Shea), Betulina, Olejek z gorzkich migdałów


Zazwyczaj nakładam pomadkę na noc i rano budzę się z miękkimi, gładkimi ustami. Czasami również będąc w domu w ciągu dnia używam tego sztyftu profilaktycznie. Drobinki cukru są wyczuwalne i pozostają na ustach dość długi czas, sprawiając, że pomadka jest słodka :)

Wydajność tej pomadki jest ogromna, używam jej prawie codziennie od 3 tygodni a ledwo widać jakiekolwiek zużycie. Podejrzewam, że kolejny peeling do ust / tym razem z Lush / poczeka sobie w kolejce dość długo :)

.

Do kupienia na stronie producenta tutaj.

You can buy it here . They also send order abroad :)


A wy jakie polecacie produkty do pielęgnacji ust?

Trzymajcie się cieplutko:)
Ania

niedziela, 19 lipca 2015

Clarins Instant Light Natural Lip Perfector - błyszczyk idealny

Witajcie!

Mam swoją kosmetyczną listę marzeń :) Długąąąąą listę :) Starczy jej na kilka ładnych lat! Tym większą radość sprawia mi możliwość skreślania kolejnych pozycji. Dziś właśnie o jednym z moich kosmetycznych marzeń :)

Clarins Instant Light Natural Lip Perfector w kolorze 02 to taka moja zachcianka. Zawsze byłam ciekawa o co tyle szumu. Wszędzie tylko ochy i achy!! Długo rozważałam możliwość zakupu. Nie dość, że produkt do tanich nie należy to jeszcze ma "błyszczykową" formą, za którą ja osobiście nie przepadam.
Niestety jednak ja już tak mam, że jak mi coś wpadnie w oko to chodzę dookoła tego tak długo aż: 1* przejdzie mi ochota na dany produkt; 2* kupię go.



Kiedy więc buszowałam po jednym z internetowych sklepów z produktami kosmetycznymi i natrafiłam na promocję wiedziałam, że to jest ten moment! Wystarczyło jedno "kliknięcie" i Clarins Instant Light Natural Lip Perfector wylądował w koszyku. Kilka dni temu paczuszka szczęśliwie dotarła a ja z radością zabrałam się za testy:)

Błyszczyk /ja go tak przynajmniej nazwę/ przede wszystkim pachnie. Apetyczny, budyniowo-waniliowo aromat daje się poczuć już w momencie otwarcia pudełeczka. Na ustach utrzymuje się jeszcze sporą chwilę po aplikacji. Delikatny brzoskwiniowy kolor w pierwszej chwili nadaje tylko połysk ustom, ale po kilkunastu minutach kolor staje się wyraźniejszy i da się zauważyć subtelny cień koloru. Przepięknie rozświetla twarz, dodając jej blasku. Nigdy nie podejrzewałam, że błyszczyk potrafi aż tak wpłynąć na wygląd całej twarzy. Jestem zachwycona.



A teraz najciekawsze! Błyszczyk słynie ze swoich właściwości pielęgnacyjnych. Potwierdzam to w 100%. Już kilka chwil po pierwszej aplikacji można odczuć natychmiastowe wygładzenie ust. Usta są nawilżone, miękkie, gładkie. Nawet kiedy błyszczyk zostanie "zjedzony" /co nie zdarza się zbyt szybko, bo błyszczyk trzyma się ust zadziwiająco dobrze/ nasze usta nadal są wypielęgnowane.



Jestem szczerze zachwycona tym błyszczykiem. Nie potrafię znaleźć żadnej wady, poza może ceną :) Na pewno kupię ponownie inny kolor. Ale cierpliwie poczekam na kolejną promocję cenową.

Dla zainteresowanych błyszczyk zakupiłam na stronie www.allbeauty.com tutaj.

Trzymajcie się cieplutko!
Ania


niedziela, 12 lipca 2015

MAC Warm Soul Blush ... oczarowana !

Witajcie!!!

Firma MAC owiana sławą na wszelkich możliwych blogach, filmikach, vlogach, itp. oraz dość duża trudność w zdobyciu ich kosmetyków sprawiła, że jakoś bardzo, bardzo ich zapragnęłam. Chociaż raz przetestować słynne pomadki, cienie, róże i pudry aby osobiście przekonać się czy ich wielka sława jest faktycznie zasłużona.

Obecnie posiadam w swojej kolekcji 3 produkty z firmy MAC: pomadkę, cień do powiek oraz róż wypiekany. I już wiem, że mój związek z MAC będzie nie zawsze szczęśliwy. Pomadka owszem fajna, ale absolutnie nic nadzwyczajnego, ot...pomadka jak każda inna. Cień do powiek stanowi największe rozczarowanie. Kolor cudowny, aplikacja bez zarzutów ale trwałość nawet na bazie, mizerna... :(
Ciesze się jednak, że po tych drobnych rozczarowaniach mimo wszystko skusiłam się na ich kolejny produkt z mojej listy - róż wypiekany.


Od kiedy zobaczyłam go na blogu Florence Beauty tutaj wiedziałam, że muszę go mieć. Róż wypiekany MAC Warm Soul jest idealny. Przepiękny brzoskwiniowo -różowy kolor z satynowym wykończeniem. Cudownie łatwy w aplikacji, pięknie się rozciera nadając twarzy subtelny rumieniec, który wygląda naturalnie, świeżo i promiennie.


Od kiedy mam ten róż używam go codziennie. A nawet nie widać żadnego ubytku w powierzchni różu. Również opakowanie stanowi dodatkowy plus. Jest eleganckie, trwałe i solidne a dodatkowo wodoszczelne :D Róż przeżył kąpiel w WC, hihihih. Dosłownie kilka dni po jego zakupie zanurkował w sedesie :( Byłam przekonana, że już po produkcie i będę zmuszona wyrzucić go do śmieci. Jednak na szczęście po szybkiej akcji ratunkowej, akcji dezynfekującej opakowanie przy użyciu wody utlenionej i wody z mydłem okazało się, że wnętrze opakowania jest suchutkie, niedostała się tam ani kropla wody :):) Róż został uratowany !!!


Moje oczarowanie różem z MAC sprawiło ze nabrałam ochoty na jego sławnego kuzyna rozświetlacz Soft&Gentle.

A jakie są wasze ulubione produkty z firmy MAC. Uważacie że są warte ceny, a może nasz rodzimy INGLOT pobija MACa na głowę? Mooże warto najpierw kupić tańszy odpowiednik?
Jestem ciekawa waszych opinii.


Trzymajcie się cieplutko!
Ania

niedziela, 31 maja 2015

Ulubieńcy Maja :)

Witajcie :)

Maj był i już go nie ma :) Kiedy to się stało - nie mam pojęcia! Ten miesiąc dosłownie przefrunął mi przed oczami. Natomiast uzbierało się kilka ciekawych kosmetyków, które zasłużyły na miano ulubionych w tym miesiącu.


VICHY IDEAL SOLEIL SPF 30 Mattifying face fluid dry touch
- najlepszy filtr przeciwsłoneczny jaki miałam okazję używać. Przebił słynnego kuzyna z La Roch Posay. Podoba mi się w nim wszystko, od zapachu, przez konsystencję aż po właściwości pielęgnacyjno-ochronne oraz brak jakiegokolwiek przetłuszczania skóry. Rewelacyjny produkt, który rygorystycznie aplikuję w dość sporej ilości codziennie na twarz i go uwielbiam. Jestem w 100% pewna, że nie jest to moje ostatnie opakowanie. Polecam każdej właścicielce cery mieszanej lub tłustej. Zrewolucjonizuje to wasze podejście do filtrów ochronnych z SPF :)

ST.IVES ELEMENTS Daily Microdermabrasion - pamiętam, że parę lat temu produkty St.Ives były dostępne w drogeriach w Polsce, zwłaszcza ich kultowy produkt w postaci peelingu morelowego. Niestety dziś na próżno szukać produktów tej marki na sklepowych półkach. Za to w UK dostępne są wszędzie w niskich cenach. Ponieważ odczuwałam brak dobrego i delikatnego peelingu do twarzy nie zastanawiając się zbyt długo sięgnęłam po ten właśnie peeling. Przypomina on bardzo zarówno zapachem, działaniem jak i konsystencją peeling diamentowy z Yoskine. Lubię go za delikatność, nie podrażnia skóry, nie powoduje dodatkowego zaczerwienienia pomimo iż jest to peeling mechaniczny. Działanie określam na plus, skóra jest wygładzona, świeża, pełna blasku. Produkt jest na tyle fajny, że z przyjemnością używam go co 2-3 dni. Jeśli ktoś ma dostęp do kosmetyków z UK, to polecam zaopatrzyć się w ten peeling. Jest tani, wydajny i skuteczny. Czegoż chcieć więcej ?:)

MAYBELLINE Instant Anti-Age The Eraser Eye Concealer kolor Light
- Kiedy przyjechałam do UK, jednym z pierwszych zakupów kosmetycznych jakie popełniłam był zakup słynnego korektora z COLLECTION. Niestety okazał się on dla mnie zbyt ciężki. Pomimo aplikowania naprawdę minimalnej ilości miałam wrażenie, że okolica pod oczami może i była rozjaśniona, ale jednocześnie korektor bardzo podkreślał mi delikatne zmarszczki i obciążał delikatną skórę pod oczami. Po kilku użyciach najzwyczajniej w świecie przestałam go używać. Szukając dobrego następcy zdecydowałam się na ten oto korektor z Maybelline. Słyszałam o nim sporo dobrego. Gama kolorystyczna jest dość skromna, wybrałam odcień najjaśniejszy Light , który przy pierwszej aplikacji dosłownie mnie przeraził:) Kolor był żółty! W pierwszej chwili pomyślałam, że zdecydowanie coś jest nie tak i pewnie będę wyglądać jakbym była co najmniej chora. Jednak po delikatnym wklepaniu produkt całkowicie stopił się ze skórą i dopasował się kolorystycznie. Po minucie okolica pod oczami była wyraźnie rozjaśniona i wygładzona a przy tym w idealnym naturalny, cielistym kolorze. Korektor nie roluje się, nie podkreśla zmarszczek. Nie muszę go nawet przypudrowywać. Bardzo ciekawy produkt i godny polecenia.


THE BODY SHOP Honey Bronzing Powder kolor 01 - Od kiedy zobaczyłam ten bronzer marzyłam o nim. Podobała mi sie idea delikatnego, matowego bronzera, który idealnie sprawdza się przy jasnych karnacjach. Kiedy więc w końcu go kupiłam i użyłam po raz pierwszy...dość mocno się nim rozczarowałam. Nie widziałam go w ogóle na skórze pomimo zaaplikowania dość sporej wg mnie ilości. Brozner pozostawał nie widoczny. Skoro jednak był on takim moim wymarzonym produktem postanowiłam się nie poddawać i znaleźć na niego sposób. Z czasem kiedy nauczyłam się jak go poprawnie aplikować naprawdę polubiłam ten produkt. Wygląda rewelacyjnie wymieszany z różem, dzięki temu uzyskuję efekt bardzo naturalnej, jakby muśniętej słońcem zdrowej skóry. Cieszę się, że udało nam się jakoś dogadać :)

NIP+FAB Glycolic Fix Exfoliating Facial Pads - płatki nasączone kwasem glikolowym do delikatnego złuszczania naskórka okazały się moim odkryciem kosmetycznym :) Używam jednego płatka podczas wieczornej pielęgnacji. Przemywam nim twarz ( omijając okolice oczu i ust ) oraz szyję i dekolt. Czekam chwilę aż produkt się wchłonie po czym aplikuję serum lub od razu krem na noc. Rano budzę się z wypoczętą, świeżą, gładką i pozbawioną niedoskonałości cerą. Ten produkt naprawdę działa. Uwielbiam go za działanie oraz wygodną formę aplikacji:)

AUSSIE Mega Shampoo
- jak ja mogłam bez niego żyć!! Ja się pytam!!?? Pamiętam jak kiedyś parę lat temu przywiozłam z wyjazdu zagranicznego małą buteleczkę odżywki AUSSIE 3 min miracle. Moje włosy i ta maseczka w ogóle się nie polubiły. Tym samym zraziłam się do tej marki oraz uznałam, że pewnie i ich inne produkty nie będą mi odpowiadać. Niedawno szukając szamponu do włosów w niewyjaśniony do tej pory sposób do mojego koszyka trafiła ta oto butelka szamponu. Już przy pierwszym użyciu musiałam uderzyć się w pierś i przeprosić się z marką AUSSIE. Ten szampon jest dosłownie MEGA :) Po żadnym szamponie moje włosy nie były tak puszyste, miękkie a przede wszystkim tak świeże i to przez kilka dni. Obecnie mogę nie myć włosów ok 3 dni i jeszcze czuję ze mogę wyjść do ludzi bez konieczności zakładania na głowę kominiarki :D Szampon fajnie się pieni, przyjemnie pachnie i jest MEGA wydajny :) Jestem na TAK i kupuję kolejną butelkę :)

To wszystkie kosmetyki jakie zauroczyły mnie w tym miesiącu.

A jacy są wasi ulubieńcy?

Trzymajcie się cieplutko:)
Ania






niedziela, 17 maja 2015

Phenome - Green Tea Refreshing bath & shower gel

WItajcie!!!

Mam nadzieje, że spędzacie miło weekend. Ja się relaksuję, odpoczywam i ładuję baterie na nowy tydzień.

Dziś chciałam zaprezentować Wam produkt, dzięki któremu mam nie tylko oczyszczoną i nawilżoną skórę ale również zrelaksowany umysł / jeśli można tak to określić :) /


Żel pod prysznic i do kąpieli z firmy Phenome
jest moim pierwszym kontaktem z tą marką. Oczywiście słyszałam wcześniej pozytywne opinie na temat tej firmy, o jej misji, świetnych składach produktów i ogólnie dobrym działaniu ich kosmetyków. Są to jednak kosmetyki dość drogie i z dość trudnym dostępem do nich / przynajmniej dla mnie /
Bardzo się ucieszyłam kiedy znalazłam ich produkt w upominkach ze Spotkania Blogerek w Londynie. Byłam bardzo ciekawa tego żelu i wręcz nie mogłam się doczekać na jego testowanie. Ponieważ jednak miałam dość sporo żeli pod prysznic, musiał poczekać na swoją kolej.


Żel o konsystencji przypominającej bardziej olejek gości pod moim prysznicem już ok 3 tygodni. I uwielbiam go!!! Jest w nim wszystko to czego oczekuję od porządnego żelu pod prysznic.
Wspaniały zapach przypominający wodę toaletową Elizabeth Arden Green Tea, a więc świeży, pozytywny, oczyszczający, lekki.
Z założenia i tytułu jest to produkt który powinien nas obudzić i orzeźwić pod prysznicem, na mnie jednak działa wyciszając i uspokajająca :) I to w nim bardzo lubię.


Ekonomiczność - wystarczą dwie pompki aby umyć cale ciało czy to przy użyciu rąk, czy z pomocą gąbki. Żel na gąbce przyzwoicie się pieni natomiast aplikowany ręką zmienia się przy kontakcie z wilgotną skórą w przyjemną mleczną emulsję, którą bardzo łatwo rozprowadzi na całym ciele. Tak niewielka ilość produkt sprawia, że mam jeszcze 2/3 buteleczki, co bardzo mnie cieszy :)
Działanie - produkt fenomenalnie oczyszcza i nawilża skórę. Nie ma uczucia żadnego wysuszenia, ściągnięcia. Skóra jest miękka, delikatna i nawilżona.
Opakowanie - buteleczka z pompką przy tak lejącej konsystencji sprawdza się idealnie. Bardzo łatwo wydobyć właściwą ilość produktu, bez rozlewania żelu dookoła, bez marnotrawstwa, bez bałaganu.

W tym produkcie widzę jedną jedyną wadę. A mianowicie cena. Jak na żel pod prysznic jest dość wysoka; 60.oo PLN za 250 ml to sporo.
Jednak jestem tak pozytywnie zaskoczona tym produktem; jego działanie ( zwłaszcza poczucie relaksu nie tylko ciała ale i umysłu ) jest na tyle fenomenalne, że poważnie rozważam ponowny zakup.

Produkt można kupić w:
- Polsce w sklepach Phenome oraz on line tutaj.
- UK w sklepie internetowym EcoEuphoria tutaj.

Dzięki temu produktowi jestem coraz bardziej ciekawa innych kosmetyków marki Phenome.
Znacie ta markę? Polecacie coś?

Trzymajcie się cieplutko:)
Ania

niedziela, 26 kwietnia 2015

Ulubieńcy Kwietnia !

Witajcie!!

Dziś o ulubieńcach miesiąca. Nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam tego typu post:) A że zebrało się w tym miesiącu kilka produktów po które notorycznie sięgałam, więc jest okazja aby nadrobić zaległości :) Dziś głównie kolorówka.


1. COLLECTION Eyes Uncovered Nude Palette - nie było praktycznie dnia w którym na moich powiekach nie gościł by któryś z cieni z tej paletki. Uwielbiam dosłownie każdy odcień, najmniej chyba przypadł mi do gustu kolor Chocolate Milk, który wpada w ciepłe tony z którymi ja akurat średnio się czuję. Najbardziej lubię z kolei mieszać ze sobą wszystkie trzy najjaśniejsze odcienie, uzyskuję wtedy naprawdę przepiękny cielisty kolor który wygląda ślicznie na powiece. Są to najlepsze jakościowo cienie z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Pokonują wg mnie nawet naszego rodzimego Inglota. Uwielbiam !!!
P.S. Wybaczcie brudne opakowanie, ale niestety nie idzie go doczyścić :(

2. TOO FACED Shadow Insurance - baza pod cienie - niestety jestem posiadaczką tłustych powiek. Bez porządnej bazy nawet najlepsze cienie rolują się i znikają z powieki po dosłownie dwóch godzinach. Baza pod cienie jest więc dla mnie produktem must have . Ta baza jest doskonała. Cienie świetnie się na niej rozprowadzają, blendują i utrzymują dosłownie cały dzień. Jestem bardzo zadowolona z tej bazy, chociaż kiedy mi się skończy planuję przetestować bazę z Urban Decay. Tak dla porównania :)

3. LAURA MERCIER - tusz do rzęs - otrzymałam w ostatnim Brichbox. Bardzo fajna maskara, dobrze pogrubia i wydłuża rzęsy. Nie osypuje się ani nie rozmazuje za to łatwo usunąć ją płynem micelarnym z Garnier. Ot, dobry tusz, miła odmiana po rozczarowaniu tuszem Jumbo z Physician Phormula. Jednak nadal uważam, że nie warto kupować drogich tuszy do rzęs, bo te drogeryjne są równie dobre :)

4. LORD & BERRY Silk kajal kohl-liner #1001 Black - czarna kredka do oczu o dziwo bardzo często gościła na moich powiekach głównie jako kredka dla podkreślenia wewnętrznej linii pod rzęsami. Utrzymywała się cały dzień, nie podrażniała. Bardzo spodobało mi się tak podkreślone oko. Używałam tej kredki z prawdziwą przyjemnością :)


5. RIMMEL Stay Matte Foundation #103 True Ivory - po krótkim skoku w bok do innego podkładu w drugiej połowie tego miesiąca wróciłam do podkładu z Rimmel i przypomniałam sobie dlaczego jest to już moje 3 opakowanie. Świetny, świetny podkład matujący w bardzo przystępnej cenie. Efekt naturalnego, zdrowego matu jaki dzięki temu podkładowi uzyskuję na swojej twarzy jest fenomenalny. A do tego świetne krycie. Jest to jeden z najlepszych podkładów ever! Zwłaszcza dla cery mieszanej i tłustej. Naprawdę godny polecenia !!

6. MAYBELLINE Colorama #302 - przepiękny złoty cień który stosuję jako rozświetlacz wspaniale współgra z moją karnacją i daje subtelny efekt rozświetlenia. Naprawdę lubię i z przyjemnością wróciłam do niego po krótkiej przerwie.

7. WET N WILD Pearlescent Pink #831E - róż do policzków w ślicznym koralowo-brzoskwiniowo-różowym odcieniu z drobinkami. Ten róż jest typowany na dupe dla słynnego Orgazm z Narsa. Nie miałam oryginału więc trudno mi się tutaj odnieść do tej informacji, jednak róż sam w sobie ma przepiękny kolor. Dodaje świeżości twarzy, długo się utrzymuje. Bardzo często gościł na mojej twarzy w tym miesiącu.


8. SALLY HANSEN Complete Salon Manicure #210 Naked Ambition - szukałam delikatnego codziennego lakieru do paznokci i jakoś żaden kolor nie wpadł mi w oko aż do czasu kiedy wypatrzyłam ten konkretny nudziak :) Sliczny lososiowy kolor z delikatnymi mieniącymi się drobinkami. Wygląda na paznokciu bardzo elegancko i czysto. Schnie ekspresowo, utrzymuje się spokojnie do 4 dni ( wow! ). Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu.

9. DOVE Odżywka z sprayu - ile ja się jej naszukałam. Zawsze była wykupiona albo w ogóle jej nie było na półkach sklepowych. Bardzo dobra odżywka, ułatwia rozczesanie włosów, nie obciąża ich jakoś specjalnie, nie czuć jej na włosach, choć jednocześnie sprawia że są miękkie i delikatne w dotyku. Dobra, solidna odżywka do włosów. Nic dodać nic ująć ...aaa... i jeszcze ślicznie pachnie :)


I to już wszystko :)

W najbliższym czasie planuję post denkowy :)

Trzymajcie się cieplutko i spokojnej niedzieli :)
Ania

niedziela, 19 kwietnia 2015

TAG : Twoje TOP 4 kosmetyki !

Witajcie!

Zostałam otagowana przez przesympatyczną Monikę z bloga Monikowy Świat. Tematem są moje TOP 4 KOSMETYKI. Z powodu reakcji uczuleniowej na olejek różany jakiej nabawiłam się ostatnio większość moich kosmetyków co do których żywiłam duże nadzieje, że będą moimi KWC, niestety poszły w odstawkę i powędrowały w świat. Nowe kosmetyki zakupione na ich miejsce są przeze mnie używane dość krótko. Mam więc wrażenie że typuje produkty, które jeszcze nie do końca przetestowałam ( połowę z nich ). Mam nadzieje, że mi to jednak wybaczycie :)



Na pierwszy ogień idzie produkt od którego jestem wręcz uzależniona. Suchy szampon to wynalazek genialny, bez którego nie wyobrażam sobie już mojego kosmetycznego życia. Nawet jeśli nie używam go każdego tygodnia, to świadomość że jest w moim posiadaniu i na wypadek "włosowej awarii" mogę po niego sięgnąć działa na mnie uspokajająca :) Najlepszy wg mnie to suchy szampon z Rossmanna ( ISANA ) zarówno pod względem cenowym jak i jakości. Ale że nie mam już dostępu do ISANA muszę zadowolić się suchym szamponem BATISTE.

Również sprawdzony przeze mnie produkt ( kolejna butelka właśnie została zakupiona ) to płyn micelarny z Garnier. Uważam, że jest świetny, mój codzienny makijaż usuwa bez problemu, nie podrażnia skóry, nie szczypie w oczy, nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze. Świetny produkt za świetną cenę. Jestem mu wierna już od dłuższego czasu :)

I teraz dość nowe produkty, stosowane przez ze mnie od ok tygodnia. Przez ten czas sprawdzają się naprawdę doskonale. Jestem z nich ogromnie zadowolona.
Mowa o delikatnej emulsji do oczyszczania twarzy - Gentel Skin Cleanser Cetaphil oraz kremie do twarzy na dzień ( stosuje również grubszą warstwę na noc ) dla cery wrażliwej z Burt`s Bees z wyciągiem z bawełny. Emulsja oczyszczająca naprawdę świetnie oczyszcza skórę z pozostałości makijażu. Jednocześnie pozostawia cerę nawilżoną i niepodrażnioną. Jest bezzapachowa, łatwo zmywa się wodą.

Kremem jestem absolutnie zachwycona. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z kremem który tak świetnie nawilżałby moją skórę jednocześnie jej nie obciążając. Nawet bardzo lubiany przeze mnie krem z witaminą E z The Body Shop nie współpracuje z moją cerą tak świetnie. Krem z Burt`s Bees doskonale nawilża, koi, odżywia i regeneruje. Jest lekki ale jednocześnie robi co ma robić. Zauważyłam nawet wygładzenie skóry pod oczami. Jestem na TAK i mam nadzieje, że będzie tak dalej :)

Dorzucę jeszcze dwa produkty które zakupiłam dosłownie wczoraj. Zachwycona działaniem kremu do twarzy z Burts Bees kupiłam również krem pod oczy z tej samej serii. Użyłam go wczoraj i dziś rano i niestety mam mieszane uczucie. Przy pierwszym użyciu miałam ogromne problemy z wydostaniem kremu z tubki. Kiedy w końcu mi się to udało najpierw wylazł wielki czop zaschniętego kremu. Stąd moje podejrzenia że krem był już wcześniej otwarty. Co prawda krem nie podrażnił mi oczu jednak nie daje uczucia nawilżenia, wręcz przeciwnie, mam poczucie cały czas naciągniętej i napiętej skóry i jest to dość nieprzyjemne uczucie. Zastanawiam się więc czy ten krem po prostu taki już jest czy trafiła mi się felerna sztuka. Kolejny produkt to filtr przeciwsłoneczny z Vichy Capital Ideal Soleil SPF 30 do cery mieszanej i tłustej. Zawsze chciałam go przetestować, ponoć to naprawdę dobry filtr który nie powoduje nadmiernego przetłuszczania się cery.


I to tyle jesli chodzi o moje TOP 4 KOSMETYKI :) Krótko, zwięźle i na temat :)

Dziękuję Monice za otagowanie !!

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

niedziela, 12 kwietnia 2015

Ku przestrodze - róża z kolcami !!!

Witajcie!!

Zawsze cieszyłam się z posiadania cery mało wrażliwej zarówno na czynniki atmosferyczne jak i różne kosmetyki. Nie wiedziałam co to podrażnienie, przesuszenie, zaczerwienienia, trądzik ( owszem jakieś niespodzianki zawsze się pojawiały ale nigdy nie był to stan przyprawiający mnie o ból głowy ), rozszerzone naczynka czy też inne dziwne reakcje uczuleniowe. Był to dla mnie zupełnie nieznany świat, żyłam sobie w błogiej nieświadomości. Aż do teraz...

Od jakiegoś czasu borykam się z kapryśną cerą. Na początku moja cera nie zbyt dobrze zareagowała na tutejszą wodę po przeprowadzce do UK. Potem bardzo podrażnił ją żel do mycia twarzy z Palmers. Kiedy wydawało mi się, że problem został już rozwiązany na skórze mojej twarzy zaczęły pojawiać się dziwne czerwone kropeczki przypominające wysypkę a skóra na nowo zaczęła przesuszać się coraz bardziej ( w dotyku przypominała papier ). Sporo czasu trwało zanim znalazłam winowajcę tego całego dramatu. Cały czas co prawda czekam na poprawę, więc nadal nie jestem na 100% pewna czy to to, czy może coś innego.

Ponieważ problemy na początku były mało widoczne trudno było mi domyśleć się który produkt mam za ten stan obwiniać. W ramach akcji SOS wprowadziłam wg mnie delikatne, naturalne produkty pielęgnacyjne które cieszyły się bardzo dobrymi opiniami w świecie blogowym. Nieświadomie zostałam osaczona przez mojego wroga!

Olejek różany czy też woda różana znana jest ze swoich dobroczynnych i pielęgnacyjnych właściwości zwłaszcza w stosunku do cery dojrzałej, zmęczonej, poszarzałej. Osobiście uwielbiam róże, ich zapach ( ulubiona nuta zapachowa perfum )dlatego tym większym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że to właśnie zawartość olejku/wody różanej w stosowanych przeze mnie produktach przyczyniała się do takiego spustoszenia mojej cery :(


Wszystko zaczęło się od olejku MAGIC ROSE z Everee, który na moją prośbę przesłała mi moja Mama. Ile dobrego ja się o tym olejku naczytałam! Po pierwszych użyciach tego olejku nie zauważyłam nic niepokojącego, nie było co prawda żadnego WOW, pomyślałam więc że potrzeba trochę więcej czasu aby zauważyć jego dobroczynne działanie. Powoli również zaczęłam zauważać pojawiające się drobne czerwone punkciki na mojej twarzy. W niedługim czasie później będąc na spotkaniu blogerek w Londynie otrzymałam w prezencie krem DETOX Bis-in-DIE z firmy FEMI. Krem ma niesamowicie bogaty i naturalny skład, cieszy się również zasłużoną pozytywną opinią w internecie. Co więcej, kiedy moja koleżanka z pracy żaliła się na swoje problemy skórne pożyczyłam go jej i krem okazał się zbawienny dla jej skóry. Widząc jak świetnie poradził sobie z problemami skóry mojej koleżanki tym większe miałam wobec niego oczekiwania i aplikowałam ten krem zarówno rano jak i wieczorem. Moje problemy skórne stawały się coraz bardziej widoczne. Będąc w Londynie nabyłam również balsam myjący Lush, który uwaga ma w sobie ekstrakt z róży. Nie podejrzewając go o nic złego, wręcz licząc, że pomoże mi rozwiązać problem z cerą z przyjemnością oczyszczałam nim twarz wieczorem. Moja cera nie miała się wcale lepiej. Mój dotychczasowy żel do mycia twarzy kończył się już ( jego głównie obwiniałam o problemy z cerą ) musiałam kupić jakiś żel do mycia twarzy który mogłabym stosować rano ( Lush był na wieczór ). W TkMaxx trafiłam na żel Organic Surge. Jego bazę stanowiła oczywiście ... róża! A jakże!!!

I to była kropla nad "i"... moja cera zaczęła krzyczeć o pomoc, zbuntowała się całkowicie!!! Całe policzki, czoło mam "pięknie" pokryte czerwonymi kropeczkami ( jak przy różyczce ) które z trudem zakrywa mi mój podkład. Do tej pory nie potrafię wyjaśnić czemu tak długo trwało zanim zorientowałam się że to produkty różane mi nie służą. Żeby było jeszcze śmieszniej pędzle i gąbeczkę do makijażu myłam w mydle Dr Bronner, różanym oczywiście ( świetnie rodzi sobie z czyszczeniem pędzli i gąbeczki więc na pewno kupię nowe opakowanie tylko już nie różane )

Od 3 dni jestem na różanym detoksie. Stan mojej cery powoli się poprawia. Skóra nie jest już tak przesuszona, a wysypka powoli blednie i maleje ( choć jest to bardzo powolny proces ). Póki co moja pielęgnacja twarzy polega na demakijażu wodą micelarną z Garniera, oczyszczeniem żelem Cetapil oraz nałożeniem kremu do cery bardzo wrażliwej z Burt`s Bee.

Z bólem serca pozbędę się wszystkich wspomnianych produktów zawierających wodę/olejek różany. Najbardziej jest mi szkoda żelu z Organic Surge, który jest naprawdę świetny, przepięknie pachnie, cudownie oczyszcza skórę. I gdyby nie ta nieszczęsna róża, mógłby to być mój KWC! :(


Mam nadzieje, że już w niedługim czasie problemy skórne staną się wspomnieniem. Dzięki tej przygodzie zaczęłam przywiązywać większą uwagę do wybieranych przeze mnie kosmetyków oraz do całego procesu pielęgnacji skóry twarzy. Ufam, że dzięki temu uniknę podobnych nieprzyjemnych sytuacji.

Szkoda tylko tego olejku różanego...

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

niedziela, 5 kwietnia 2015

Real Techniques - Miracle complexion sponge - gąbeczka do makijażu

Witajcie!!!

Na początku chciałam Wam życzyć spokojnych i pełnych ciepła rodzinnego Świąt Wielkanocnych :) Mam nadzieje, że wszyscy już po śniadaniu świątecznym :)

Podejrzewam, że każda z nas czasami tak ma, że już przy pierwszym użyciu jakiegoś produktu wiesz, że to jest to! Tak właśnie miałam z gąbeczką do makijażu z Real Techniques. Podchodziłam do niej niczym lis do jeża. Kupić czy nie kupić? Będę jej używać czy będzie leżeć nieużywana na mojej toaletce? Niby nie jest to drogi produkt (£5,99) ale jednak jakoś nie mogłam się na nią zdecydować. Zwłaszcza, że miałam już wcześniej gąbeczkę Ebelin, która mnie niestety nie zachwyciła. Obawiałam się, że RT to będzie powtórka z historii. Jednak pewnego dnia będąc na zakupach, jakiś kiepski dzień, wszystko pod górkę więc postanowiłam uprzyjemnić sobie dzień jakimś drobiazgiem :) Wybór padł na gąbeczkę z RT. I bardzo mnie to cieszy :)

Nie mam jeszcze porównania ze słynną gąbeczką Beauty Blender, jednak zaczynam rozumieć fenomen gąbeczek i wiem, że kiedyś na pewno skuszę się na pierwowzór. Póki co RT musi mi wystarczyć.


Gąbeczka ma kolor pomarańczowy i elipsowaty kształt, który na jednym końcu jest dość szpiczasty natomiast na drugim końcu jest spłaszczony. Pozwala to na dopasowanie strony gąbeczki do danej części twarzy tak aby wygodnie i dokładnie zaaplikować podkład lub korektor. Oczywiście gąbeczkę należy przed użyciem zmoczyć w wodzie tak aby gąbeczka prawie podwoiła swój rozmiar. W porównaniu do gąbeczki Ebelin jest bardziej miękka i łatwiej odcisnąć z niej wodę. Również aplikacja podkładu jest przyjemniejsza. Gąbeczka ładnie i delikatnie odbija się od skóry, aplikacja podkładu trwa dosłownie chwilę, natomiast w odróżnieniu od aplikacji palcami lub pędzlem podkład genialnie stapia się ze skórą a twarz uzyskuje naturalny efekt "glow".


Gąbeczki używam codziennie od kiedy ją kupiłam, czyli ok 2 tygodni. I jestem nią zachwycona. Podkład wygląda bardzo naturalnie na skórze i mam wrażenie jakby dłużej się na niej trzymał. Nie przeszkadza mi w ogóle konieczność zmoczenia gąbeczki i jej umycia zaraz po nałożeniu podkładu. Trwa to dosłownie chwilę.
Gąbeczką świetnie nakłada się też korektor pod oczy i w miejsca, które chcemy zakamuflować. To właśnie dzięki jej szpiczastej końcówce łatwo dotrzeć do trudniejszych części twarzy ( pod okiem, w okolicy nosa ).

Do umycia gąbeczki używam mydła w płynie Dr. Bronner`s. Świetnie usuwa podkład z gąbeczki ( używam go również do mycia pędzli ).

Jestem bardzo zadowolona z tego produktu. Jestem ciekawa na jak długo wystarczy mi ta gąbeczka. Staram się ją delikatnie odciskać z wody tak aby nie uszkodzić jej powierzchni. Póki co oprócz delikatnych odbarwień od podkładu nie ma żadnych innych śladów użytkowania.

Myślę, że jest to dobra opcja dla osób, które chciałyby wypróbować stosowanie gąbeczki a boją się, że im się ta cała gąbeczkowa zabawa nie spodoba. Produkt nie jest tak drogi jak oryginał a wart przetestowania.

A wy co sądzicie o takich makijażowych gadżetach? Używacie gąbeczek do aplikacji makijażu? A może macie porównanie z oryginałem?

Dajcie znać w komentarzach:)

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

niedziela, 29 marca 2015

LUSH Ultrabland Cleanser - krem do demakijażu twarzy

Witajcie!

Kosmetyki z firmy Lush przyciągają mnie od dawna. Parę lat temu kiedy był na nie ogromny boom z ciekawości kupiłam na allegro szampon w kostce Seanik oraz mydło do twarzy Fresh Farmacy. Oba te produkty wspominam bardzo dobrze i z chęcią powróciłabym do nich a zwłaszcza do szamponu w kostce. Szkoda, że tyle fajnych produktów odchodzi w zapomnienie po wcześniejszym szale na nie.

Podczas wizyty w Londynie z okazji spotkania blogerek ( o którym piszę tutaj )udało mi się zajrzeć do stoiska Lush na Stacji Waterloo. Niestety asortyment w sklepiku dość skromny ale udało mi się kupić dwa produkty: mydło Karma ( dla męża, uwielbia takie zapachy, a ja uważam, że jest to niesamowicie męski zapach :) )oraz krem do demakijażu Ultrabland.


Jest to moje pierwsze spotkanie z kremem do demakijażu oraz do tzw. hot cloth. I chyba na tym jednym spotkaniu się skończy. Chociaż, kto wie...kobieta zmienną jest przecież :D

Produkt ma postać białego, gęstego kremu o specyficznym ziołowo-kwiatowym zapachu. Jak najbardziej przyjemnym dla nosa. Po nałożeniu dość grubej warstwy krem w kilku miejscach na twarzy rozsmarowuję go i wykonuję delikatny masaż. Krem pod wpływem ciepła robi się bardziej oleisty i rozpuszcza makijaż. Następnie produkt można usunąć na dwa sposoby. Albo namoczonym w ciepłej wodzie bawełnianym płatkiem, albo przy użyciu flanelowego/ muślinowego ręcznika zmoczonego w dość ciepłej wodzi. Krem pozostawia delikatny film na skórze, na szczęście nie jest on tłusty. Niestety krem nie zmywa w 100% tuszu do rzęs choć reszta skóry jest przyjemnie czysta.


W skład kremu wchodzą : Peanut Oil (Arachis Hypogaea), Rose Water (Rosa Centifolia), Beeswax (Cera Alba), Honey, Fresh Iris Extract (Iris Florentina), Glycerine, Rose Absolute (Rosa Damascena), Tincture of Benzoin (Styrax Benzoin), Sodium Borate, Methylparaben, Propylparaben.

Moje wrażenia ze stosowania tego produktu są mieszane. Nie wiem czy ja robię coś nie tak, czy może moja cera nie przepada za hot cloth metodą ale nie do końca jestem przekonana o skuteczności tego kremu ( w moim przypadku ). Niby cera jest oczyszczona, niby jest gładka i nawilżona, ale po około 2 tyg. stosowania zauważyłam, że moja skóra wydaje się wręcz przesuszona i podrażniona. Na kilka dni odstawiłam ten produkt ( zaczęłam używać innego żelu do mycia twarzy ) i jest trochę lepiej. Na pewno zużyję ten produkt do końca ale już może nie do codziennego stosowania.

Podejrzewam, że winowajcom może być również olejek różany. Niestety chyba się nie lubimy z tym olejkiem. Już któryś raz stosuje produkt zawierający ten składnik i każdorazowo kończy się to podrażnieniem skóry. Niestety :(

A jaki jest wasz ulubiony produkt z Lush? Co polecacie jeszcze do testów?

Trzymajcie się cieplutko!
ANia

poniedziałek, 23 marca 2015

Nowości w mojej kosmetyczce

Witajcie!

Jak ten czas szybko mija! Mamy już kalendarzową wiosnę !!! Nareszcie!!! Wiosna zdała egzamin i pierwsze dni jej panowania należały do słonecznych :)

A wracając do tematu posta chciałam wam dziś pokazać nowości jakie na przestrzeni kilku ostatnich tygodni zagościły u mnie w kosmetyczce.


Kosmetyki do oczu:

Najpierw kupiłam rewelacyjny czarny eyeliner z Primark`u za jedyne £1,5o. Eyeliner okazał się świetny, bardzo łatwo rysuje się nim kreski, są one precyzyjne i smukłe. Od kiedy mam ten eyeliner nie tracę 10 minut na pomalowanie kresek. Kolor czarny, dość jasny, co dla mnie blondynki o jasnej karnacji i oprawie oczy jest to dodatkowy plus. Kreska wygląda naturalniej. Jeśli chodzi o trwałość, moje powieki są bardzo tłuste i zazwyczaj każda kreska wcześniej czy później odbija mi się na górnej powiece. Znalazłam sposób utrwalenia kreski dzięki czemu trzyma mi się ona w stanie nie naruszonym prawie cały dzień. Zaraz po narysowaniu kreski staram się nie otwierać szeroko oka i natychmiast przypudrowuję kreskę zwyczajnym transparentnym pudrem do twarzy. Tak zagruntowana kreska trzyma się długo. Jedyny minus, to efekt przypudrowywania - kreska traci intensywność koloru. Ale jak już wspomniałam jest to dla mnie raczej plus. Za £1,5o nie wymagam niczego więcej :)

Collection Eyes Uncovered Nude Palette - o tej rewelacyjnej paletce pisałam już tutaj. I cały czas podtrzymuje zdanie na jej temat. Uważam, że jest to naprawdę fantastyczna i warta każdych pieniędzy paletka. I myślę, że niedługo będzie o niej głośno na blogach i youtube. Jako ciekawostka i w formie rekomendacji napiszę, że ostatnio widziałam filmik na youtube porównujący jakość tej paletki do sławnych cieni z Urban Decay.

Tusz do rzęs z Benefit Bad Gal Lash - miniaturowa wersja z ostatniego Brichbox. Jakoś mnie nie zachwyciła. Odzwyczaiłam się od nie sylikonowych szczoteczek. Zużyję, ale pełnowymiarowego opakowania na pewno nie kupię.

Tusz do rzęs Physicians Formula Organic wear Jumbo Lash Mascara - kupując ją na Amazon nie zwróciłam uwagi, że nabywam nowszą wersję kultowego tuszu do rzęs , wersje JUMBO. Niestety ta wersja ma gigantyczną szczoteczkę, którą nie sposób pomalować rzęs nie brudząc sobie górnej powieki ( przynajmniej w przypadku moich oczu ). Kolor jest rzeczywiście czarny, głęboki. Dwie warstwy dają faktycznie mocniejszy efekt. Niestety tusz dość łatwo rozmazuje się. Kilka razy zdarzyło mi się potrzeć oko i już miałam "oko pandy". Podsumowując tusz może i naturalny ( tak deklaruje producent) ale mnie nie zachwycił. Daleko mu do mojej ulubionej maskary w Wibo Curling Pump Up Mascara :(


Kosmetyki do ust :

Ostatnio ogromnie spodobały mi się usta w kolorze nude. Szukając pomadki idealnej przeszłam przez wszystkie szafy w Bootsie, Superdragu i Tesco. Byłam bliska zakupienia słynnej i trudno dostepnęj pomadki J.LO z serii Nude z L`oreala. Przeszkadzał mi tylko zapach. Bleee. Więc niestety szukałam dalej. Ostatecznie stanęło na konturówkach do ust w kolorze różu. Co prawda to nie nude, ale jest blisko :)

Essence lip liner w kolorze 12, piękny jasny róż, ani za mocny ( czyt. cukierkowy ) ani za blady. Łatwo tą kredką pomalować całe usta, wystarczy dodać błyszczyk lub pomadkę ochronną i mamy pięknie i dość trwale pomalowane usta. Kredka nawet zbyt mocno nie wysusza ust, więc jest to dodatkowy plus. No i cena £1,oo w Wilko.

Rimmel Exaggerate full colour lip liner w kolorze 063 - dziś pierwsze testy, ale swatch na ręku pokazuje, że jest to kolor przygaszonego, brudnego różu, czyli mniej więcej taki jak moje usta. Powinno wyglądać naturalnie.

Barry M. Lip Gloss w kolorze 12 lub 434 - Śliczny mleczny kolor. Kupiłam specjalnie po to aby dodać trochę blasku ustom pomalowanym konturówką. Błyszczyk pachnie ładnie, nie klei się, ładnie wygląda na ustach. Czego chcieć więcej.



Kosmetyki do twarzy :

Collection Lasting Perfection w kolorze 01 Fair - chyba najsławniejszy korektor pod oczy, który od lat zbiera fantastyczne opinie. Tani, dobrze kryje, trwały. Mogę to wszystko potwierdzić. Dodatkowo ładnie rozjaśnia okolice oczu, więc twarz od razu nabiera zdrowszego wyglądu. Nie jest to w żadnym wypadku korektor rozświetlający, natomiast jasny kolor w moim przypadku tak właśnie działa. Jestem z niego zadowolona. Na pewno na stałe zamieszka w mojej kosmetyczce.

MUA Undress Your Skin Illuminating Foundation w kolorze Beige - kończy się już mój ukochany podkład z Rimmela Stay Matte. Tak bardzo go lubię, że miałam ochotę nabyć kolejne opakowanie, ale ciekawość zwyciężyła. Trafiła się promocja w szafie MUA i ten podkład był do nabycia za całe £3,oo. Nie dość, że tani to jeszcze zbiera pochwały na youtube i blogach, porównywany jest do Revlon Nearly Naked. Czy mogłam przejść obok niego obojętnie. Zdecydowanie nie! Bardzo lubię ten podkład, daje ten fajny efekt "glow" na naszej skórze. Ale jest to inne "glow" niż to które osiągniemy z Rimmel Wake me up, w którym błyszczące drobinki zupełnie mi nie pasowały. W przypadku podkładu MUA osiągamy efekt słabego do średniego krycia, efekt naszej ale lepszej skóry ( wiecie o co chodzi ). Nawet przy mojej mieszanej cerze podkład ładnie wyglądał przez kilka godzin. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie podejrzenia, że mnie zapycha :( Niestety do codziennego użytku w moim przypadku się nie nadaje, ale na pewno zużyje go z przyjemnością podczas np. weekendów. Jeszcze jeden minus tego podkładu to jego opakowanie. Podkład ma bardzo wodnistą konsystencję i dosłownie wylewa się z opakowania. Lepiej sprawdziłaby się buteleczka z dozownikiem. No ale jest to tani produkt, więc mu to wybaczam.

W dalszym ciągu potrzebowałam więc podkładu. Ponieważ lubię podkłady z Rimmel, postanowiłam przetestować ich nowość Rimmel  Lasting Finish Nude w kolorze 100 Ivory. Użyłam go dopiero raz, ale podoba mi się kolor ( idealny do mojej jasnej cery ), średnie krycie, wygląda na skórze naturalnie. Ładnie wytrzymał na twarzy większą część dnia. Jestem ciekawa jak sprawdzi się przy dłuższym użytkowaniu.

I na koniec perfumy. Prezent od męża :) Woda toaletowa Kylie Minogue Darling. Bardzo kobiecy, ciepły, otulający zapach. Mnie się bardzo podoba, mężowi również :) Trwałość całkiem dobra. Polubiłam :)

Nuty zapachowe:
nuta głowy: passiflora, frezja, lilia
nuta serca: boronia
nuta bazy: wanilia, australijskie drzewo sandałowe, ambra



Oto wszystkie nowości makijażowe w mojej kosmetyczce. Dajcie znać czy używałyście może któryś z tych produktów. Jestem ciekawa jakie są wasze opinie.

A jeśli znacie jakieś fajne pomadki nude, to piszcie!!! Nadal marzy mi się taka pomadka :)

Trzymajcie się cieplutko!
Ania

niedziela, 15 marca 2015

Londyn + blogerki = świetna zabawa !

Witajcie !

Publikuję tego posta chyba jako ostatnia ale naprawdę nie miałam wcześniej czasu aby go napisać. A nie chciałam tego robić w pośpiechu :)

Dziś przychodzę do was z relacją z fantastycznego spotkania grupy blogerek, które odbyło się w Londynie 21 lutego za sprawą cudownej Patrycji.

Możliwość spotkania się "na żywo" z grupą osób, które tak samo jak ty kochają kosmetyki i uwielbiają o nich rozmawiać jest bezcenna. Tym bardziej, jeśli spotkanie zorganizowano w prawdziwie profesjonalny sposób a atmosfera była cudowna, pełna gwaru, rozmów, śmiechu i zabawy. Dziewczyny okazały się być wspaniałe, koleżeńskie, z rewelacyjnym poczuciem humoru. Możliwość spotkania dziewczyn w realu, wymiana doświadczeń i porad była naprawdę wyjątkową okazją.

A w spotkaniu udział wzięły :

Patrycja tutaj , Monika tutaj, Kasia tutaj, Natalia tutaj, Karolina tutaj, Zuzanna tutaj


Podczas spotkania odbyła się również telekonferencją z Panią Hanną Łopuchow z firmy Femi , która bardzo ciekawie opowiadała o aromatoterapii i jej zastosowaniu w życiu codziennym. Również Kasia opowiadała nam o swojej pasji jaką są perfumy. Obdarowała nas również swoimi ręcznie robionymi perfumikami oraz mydłami. Na koniec Natalia ( jedyna przedstawicielka świata youtube na spotkaniu ) opowiedziała nam o tym jak wygląda zaplecze pracy i kręcenie filmików na youtube.


Wszystkie te rozmowy były niesamowicie ciekawe. Uwielbiam spotykać ludzi z pasją, od których aż bije zaangażowanie i zamiłowanie do tego co robią.


Organizatorka spotkania Patrycja na zakończenie obdarowała nas również niesamowitymi podarunkami od sponsorów spotkania. Za każdym razem kiedy używam któregoś z otrzymanych produktów uśmiecham się na wspomnienie spotkania i po cichu liczę na powtórkę. Te kilka godzin w Londynie pozostaną w mojej pamięci jako bezcenny czas spędzony z wyjątkowymi ludźmi.


Patrycjo! Dziękuje za spełnienie mojego marzenia :)


Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

niedziela, 8 marca 2015

Produkty do pielęgnacji paznokci i dłoni !

Witajcie!

Mówi się, że zadbane dłonie i paznokcie to wizytówka człowieka. Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%. Jedną z rzeczy na którą nawet podświadomie zwracam uwagę to czy nowo poznana osoba ma wypielęgnowane dłonie. Niby taki drobiazg a wpływa na pierwsze wrażenie. Niestety nie należę do osób, które potrafią oglądając film wmasowywać w skórki paznokci olejek nawilżający albo codziennie zmieniać kolor na paznokciach czy też nakładać krem do rąk po każdorazowym konacie z wodą. Kwestię dbania o dłonie i paznokcie traktuję raczej jako "zło konieczne". Długo szukałam produktów dzięki którym to "zło konieczne" stałoby się trochę bardziej "znośne".

Oto moja wspaniała czwórka!!!


- EVELINE - Nail Therapy Professional - krem do skórek
- lakier do paznokci wygląda najlepiej na paznokciach z odsuniętymi skórkami. To była moja prawdziwa zmora każdego manicure! Jak ja tego nie lubiłam robić. Zazwyczaj skórki wycinałam cążkami po uprzedniej kąpieli w ciepłej wodzie. Moczenie dłonie przez kilka minut w wodzie jest dla mnie stratą czasu ale cóż inaczej nie byłam w stanie zmiękczyć skórek wystarczająco aby je usunąć. Aż natrafiłam na ten produkt. Producent zaleca trzymać krem na skórkach max 15 sekund. Wydłużam ten czas do minuty i wówczas bez problemu usuwam skórki nie musząc ich nawet wycinać. Skórki są tak zmiękczone, że wystarczy delikatnie oderwać je patyczkiem do paznokci. Dodatkowo preparat nie wpływa negatywnie na stan moich paznokci. Nie osłabia ich ani nie niszczy. Jestem na TAK!!! Nie wyobrażam sobie już manicure bez tego kremu.


- ESSENCE pilnik do paznokci
- mam go już tyle lat, że zdecydowanie wymaga wymiany, ale pomimo startych płytek ściernych nadal całkiem dobrze radzi sobie z wyrównywaniem i wygładzaniem krawędzi paznokci po ich obcięciu. W praktyce używam tylko 2 płytek. Pierwsza gruboziarnista ( chyba mogę to tak określić ? )służy mi do spiłowania ewentualnych zadziorków które powstały po obcięciu paznokci. Druga płytka drobnoziarnista służy już do wygładzenia krawędzi paznokcia. Zauważyłam, że obie te czynności pomagają mi w walce z rozdwajającymi się paznokciami.

- EVELINE - 8 w 1 Argan Elixir
- olejek argonowy do paznokci. Jakiś czas temu kiedy moje poznacie wołały o pomstę do nieba, tak bardzo się rozdwajały i łamały, poprosiłam moją mamę aby przesłała mi sprawdzoną już odżywkę 8 w 1 z Eveline. Mama owszem paczkę wysłała ale zamiast odżywki otrzymałam olejek. Znając siebie byłam przekonana, że olejku do paznokci użyję może ze dwa razy po czym buteleczka będzie stała nieużywana na nocnym stoliku. O dziwo jednak bardzo polubiłam się z tym produktem i myślę, że miał duży wpływ na polepszenie się kondycji moich paznokci w ostatnim czasie. Olejek szybko się wchłania, ma przyjemny brzoskwiniowy zapach i faktycznie pielęgnuje paznokcie. Aplikacja pędzelkiem jest łatwa i szybka. Czegoż chcieć więcej?

- Soap & Glory - Hand Food - krem do rąk - Kremy do rąk i ja to nie najlepsze połączenie. Jestem bardzo, ale to bardzo wybredna jeśli chodzi o kremy do rąk. Jeśli tylko jakiś krem pozostawi na moich dłoniach lekką nawet ale tłustą warstwę, wiem że już go więcej nie użyję. Pisząc o tłustej warstwie mam na myśli nawet taką, która dla innych jest niewyczuwalna ( podobnie mam z lakierami do paznokci, dosłownie czuję ciężar lakieru na moich paznokciowy, co jest dla mnie dość nieprzyjemne ). Ot, takie moje dziwactwo ! :D Jedyny krem, który do tej pory tolerowałam to Neutrogena krem intensywnie regenerujący. Dlatego dość sceptycznie podeszłam do produktu Soap & Glory i zamiast pełnowymiarowego kremu kupiłam wersję turystyczną. O dziwo znalazłam chyba swoje KWC! Krem wchłania się błyskawicznie, dobrze nawilża i pielęgnuje dłonie. Skóra jest miękka i nawilżona a do tego ( co jest dla mnie najważniejsze ) nie czuję żadnej nachalnej i natrętnej tłustej warstwy na dłoniach. No i ten zapach - perfumy Dior Miss Cherrie. Po prostu rewelacja. Używam teraz tego kremu przy każdej nadarzającej się okazji i na pewno kupię pełnowymiarowe opakowanie.

To tyle jeśli chodzi o moją pielęgnację dłoni. A jakie są wasze ulubione produkty? Możecie mi polecić jakiś dobry pilniczek do paznokci, bo ten z Essence naprawdę wymaga już wymiany . Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach!!!

Trzymajcie się cieplutko!

Ania


środa, 4 marca 2015

Oko w oko z rozświetlaczem Mary Lou Manizer the Balm !

Witajcie !




Dziś sporo zdjęć. Zdjęcia robione były w świetle dziennym i według mnie oddają kolor rozświetlacza oraz efekt jaki uzyskuje się na skórze.

Dzięki uprzejmości mojej koleżanki ( dzięki Karolina! :D ) miałam okazję pobawić się trochę z jednym z najbardziej znanych i popularnych w świecie blogowo-youtubowym roźwietlaczy. Mowa o kultowym Mary-Lou Manizer z The Balm. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad jego zakupem, ale nie lubię wydawać sporych pieniędzy w ciemno, więc kiedy tylko dowiedziałam się, że Karolina jest jego szczęśliwa posiadaczką postanowiłam poprosić ją o możliwość przetestowania
produktu.


Oto efekty tych testów.

Rozświetlacz zamknięty jest w zgrabnym okrągłym opakowaniu, które mieści 8,5 g produktu. Koleżanka używa go już od roku a ledwo widać zużycie. Ma postać pudru, ale nie jest to typowy puder jak np róże z Inglota. Określiłabym go bardziej jako "mokry" puder. Mam nadzieje, że domyślacie się o jaką formułę mi chodzi.



Na pędzęl aplikuje się bardzo łatwo. Wystarczy przyłożyć włosie pędzla do powierzchni rozświetlacza aby wystarczająca jego ilość "przykleiła" się do pędzla. Sama aplikacja to nic skomplikowanego. Postępujemy jak przy zwykłym pudrze, nakładając go w pożądane przez nas miejsca twarzy.



Rozświetlacz utrzymuje się na twarzy praktycznie cały dzień. Wygląda naturalnie, daje faktyczne rozświetlenie i ten "glow" tak obecnie popularny. Ma doś zdecydowany złotawy odcień który na bardzo chłodnej kolorystycznie cerze raczej nie będzie zbyt dobrze wyglądał.


Czas na werdykt.

Muszę przyznać, że po tych wszystkich "och" i "ach" nad tym produktem spodziewałam się większego "WOW" :D . Chyba w moim przypadku oczekiwania przerosły trochę rzeczywistość. Nie twierdzę, że jest to zły produkt. Wręcz przeciwnie, jest to naprawdę ładny rozświetlacz, przepięknie prezentuje się na twarzy ale nie do końca widzę różnicę pomiędzy nim a innymi, tańszymi odpowiednikami. No i nie do końca jestem przekonana do aż tak złotego odcienia na mojej skórze. Wydaje mi się, że moja karnacja jest bardzie neutralna.

Tak więc nadal jestem w punkcie wyjście, bo nie wiem czy powinnam się na niego skusić, czy może zafundować sobie rozświetlacz z Soap&Golory, MUA,Sleek albo Make Up Revoluton, czy jakikolwiek innej firmy.

Doradźcie mi coś!!!

Produkt do kupienia np.:

Polska tutaj
UK tutaj

A wy co sądzicie o Mary-Lou ? Używacie? Jesteście zadowolona? Kupiłybyście ponownie?

Dajcie koniecznie znać!!

Trzymajcie się cieplutko!
Ania

piątek, 27 lutego 2015

Rewelacyjna paletka cieni - Eyes Uncovered - Collection

Witajcie!

Co robi człowiek o 4:oo rano w sobotę kiedy nie może spać? Pisze nowego posta na swój blog :)

Przychodzę dziś do was z recenzją paletki z cieniami do powiek firmy Collection. Paletkę zakupiłam 1,5 tygodnia temu i od tej pory używam jej codziennie. Co więcej cienie przeszły testy w ekstremalnych warunkach ( dosłownie pot i łzy oraz półgodzinny spacer z pracy do domu w ulewnym deszczu bez parasola :D ). Pomimo tak krótkiego czasu użytkowania mam już na ich temat wyrobioną opinię. Ciekawi!? Zapraszam więc do dalszej lektury.

Paletka Eyes Undcovered by Collection to świeżynka na półkach sklepowych. Występuje w trzech wersjach kolorystycznych i jest dostępna wszędzie tam gdzie stoją szafy Collection w obłędnej cenie £ 3,99. Pewnie nie zwróciłabym na nią żadnej uwagi gdyby nie post Flore de Force tutaj i jej pozytywna opinia o tych paletkach. Niezaprzeczalnym faktem jest, że nie potrzebowałam absolutnie kolejnej paletki w swojej kolekcji. Mam jedną z Make up Revolution oraz kolejną z Wet n Wild, których z ręką na sercu używam sporadycznie. Więc mój zdrowy rozsądek głośno krzyczał żebym nie kupowała czegoś zbędnego. Chodziłam dookoła tych paltek od jakiegoś czasu wzdychając do nich po cichu aż tu wypatrzyłam promocję w Bootsie. Paletka w cenie £ 2,99 to już było coś czemu nie mogłam się oprzeć! Same przyznajcie !!??
I tak też stałam się szczęśliwą posiadaczką przepięknej paletki w wersji kolorystycznej Nude. I absolutnie nie żałuję jej zakupu.

Paletka składa się z 6 cieni: 2 matowych i 4 błyszczących ( bardzo delikatnie ). Jak sama nazwa wskazuje jest to paletka utrzymana w kolorystyce neutralnej, idealna do codziennego, delikatnego makijażu. Można nią również spokojnie wykonać jakiś mocniejszy makijaż oka, np. smokey eye. Poniżej przegląd cieni wraz ze swatchami.




Cienie są bardzo dobrze napigmentowane, dość mocno się pylą w opakowaniu natomiast przy aplikacji nie zauważyłam osypywania się cieni. Bardzo dobrze rozcierają się, blendują i łączą ze sobą. Moje powieki są dość tłuste i bez bazy cienie rolują się i znikają z powiek w kilka godzin. Zdarza się, że pod koniec dnia cienie w załamaniu powiek znikają nawet na bazie. Tak mam np. z cieniami z Make up revolution. O dziwo cienie z paletki Nude utrzymują się na bazie cały dzień ( od rana do wieczora ), nie rolują i nie ścierają. Poniższe zdjęcia pokazują jak prezentują się cienie na moich powiekach nałożone 8 godz wcześniej oraz po spotkaniu z ulewnym deszczem. Osobiście jestem pod wrażeniem ich jakości. W tym dniu użyłam cieni nr 2 i 5.




Jestem tymi cieniami całkowicie zachwycona. Uważam, ze za tę cenę jest to naprawdę bardzo dobra paletka. Moim zdaniem jest to must have w każdej kosmetyczce. Dzięki tym cieniom można wyczarować zarówno delikatny codzienny makijaż jaki i osiągnąć mocniejszy, wieczorowy look.




Jeśli zastanawiacie się nad zakupem jakiejś paletki z cieniami to bez wahania polecam właśnie ten produkt!!!

Trzymajcie się cieplutko,
Ania

poniedziałek, 23 lutego 2015

Mój pierwszy Brichbox !

Witajcie!!

Siedzę sobie na wygodnej kanapie, wiosenne promienie słońca wpadają przez okno, w tle śpiewa Sam Smith a dookoła unosi się odurzający zapach żonkili które rozkwitły jak szalone w wazonie :) Aż muszę pokazać wam ten obłędnie słoneczny kolor :)


Prawda, że od razu robi się wiosenniej?! :)


Ale dziś nie o wiośnie chciałam pisać. Tydzień temu dotarła do mnie paczuszka z lutowym pudełkiem Brichbox. Koszt jednomiesięcznej subskrypcji to £10,oo + przesyłka ( udało mi się znaleźć kod promocyjny na darmową wysyłkę ). Z niecierpliwością otwierałam swoje pierwsze pudełko...i troszkę się rozczarowałam. Miałam nadzieje na kilka pełnowymiarowych opakowań a tu tylko jeden produkt był w oryginalnym rozmiarze, reszta to próbki. Natomiast znalazłam pośród nich prawdziwą perełkę i aż się boję kiedy mi się skończy!


Oto co było w paczuszce:

- T LONDON - Darjeeling Bath & Shower Wash / from £ 6,5o - delikatny cytrusowy zapach. Jeszcze nie używałam.

- Eyeko - Fat Eye Stick / from £16,oo - kredka i cień do oczu w jednym. Ma fajny brązowy kolor, ładnie rozprowadza się na powiece. Podoba mi się, chociaż osobiście nigdy nie kupiłabym tego produktu ot, tak sama z siebie.

- Benefit - High Beam / from £19,5o - tego produktu przedstawiać chyba nie trzeba. Ile ja się o nim naczytałam na blogach i nasłuchałam na youtube!! Ale nigdy nie miałam okazji go używać. Próbka co prawda malutka, ale ciesze się, że będę miała możliwość wyrobić sobie własne zdanie na temat tego rozświetlacza bez konieczności kupowania go :) Póki co całkiem dobrze współgra z moją karnacją i ładnie wygląda na skórze. Szału nie ma ale z przyjemnością go zużyję.

- Electric Hair - Hydrate Shampoo / from £17,5o - całkiem przyjemny szampon do włosów. Jeszcze przed użyciem odżywki włosy są miękkie i lejące, co mi się rzadko zdarzało po zwykłym szamponie.

- Caudalie - Vinoperfect radiance Serum / £45,oo - i to jest moja perełka! Chyba zaczynam rozumieć tą całą zabawę w stosowanie serum. Do tej pory wydawało mi się to zbędne. A tu takie zaskoczenie! Serum przyjemnie pachnie, ma mleczną dość wodnistą konsystencję, szybko się wchłania. Można je stosować rano i wieczorem i tak też ja robię. Już po jednym dniu użycia zauważyłam jakby moja skóra była bardziej miękka, nawilżona,rozjaśniona a pory jakby mniej widoczne. Naprawdę polubiłam ten produkt i z przerażeniem patrzę na te £45,oo za pełnowymiarowe opakowanie. Ale skoro tak fajnie działa serum, to może jednak skusze się na tańszy produkt z tej samej serii Beauty Elixir ( którego zapach zupełnie mi nie odpowiada ). Może dostrzegę zbliżone efekty?

- The Cia Co. - Oats + Chia / £4,95 - owsianka na szybko. Jeszcze nie próbowałam.

I to wszystko. Ogólnie ciesze się, że pudełeczko nabyłam. Czy zamówię kolejne...chyba jednak nie, albo poczekam na jakąś wyjątkowo kuszącą zawartość.

A wy zamawiacie beauty boxy? Macie jakieś swoje ulubione?

Dajcie koniecznie znać!!

Trzymajcie się cieplutko,
Ania

czwartek, 12 lutego 2015

W kolorach tęczy - żółty !

Witajcie!

Nie wiem czy wy też tak macie ale ja sezonowo otaczam się określonymi kolorami. Przez jakiś okres mam fazę na róż, potem na fiolet, potem ciągnie mnie do zieleni, itp, itd. Przejawia się to również w makijażu czy kosmetykach którymi się otaczam.

Ostatnio spojrzałam na półeczkę w łazience i stwierdziłam, że jakoś mi bardzo tam wiosennie i żółto :)I miodowo!!

Zapraszam na miodobranie !!!


Uważam, że ludzie dzielą się na tych co kochają miód i na tych do trzymają się od niego z daleka. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej pierwszej kategorii. Od zawsze uwielbiam smak i zapach miodu. W okresie jesienno-zimowym miód na stałe gości w mojej kuchni. Święcie wierze w jego prozdrowotne właściwości.

Czas najwyższy aby ten drogocenny nektar zagościł również w mojej łazience :)


The Body Shop - Honeymania - body butter & shower gel
- oba produkty warte są grzechu! Uwielbiam je za zapach( obłędny! ) oraz właściwości pielęgnacyjne. Tak naprawdę stosując żel pod prysznic moja skóra nie potrzebuje absolutnie już dodatkowego nawilżenia, ja jednak upojona zapachem żelu mam ochotę na więcej, więc dla całkowitej rozpusty nakładam na skórę masło do ciała z tej samej linii zapachowej. A moja skóra pławi się w pielęgnacyjnych właściwościach masła oraz w przepięknych zapachu. Ba! W całej łazience jeszcze długi czas unosi się ten cudowny zapach!!!

The Body Shop - Honey & oat 3-in-1 face mask. Pisałam o tym produkcie tutaj. Kolejna perełka w mojej kolekcji. Bardzo polubiłam się z tą maseczką. Cenię za aplikacje i nawilżanie cery.

Garnier - Ultimate Blends - szampon dla słabych i łamliwych włosów - nowość! Jak tylko zobaczyłam całą serię w Bootsie nie mogłam się opanować. A ze akurat kończył mi się szampon, skorzystałam z okazji. Szampon ładnie myje włosy, pozostawia je miękkie. Lubie za zapach i na 100% wypróbuję pozostałe produkty z tej serii. Z miodowej ciekawości :)

Miód Bartnik - jeden z moich ulubionych, mam pewność, że jest to miód naturalny, z polskich pasiek. Mój ulubiony to spadziowo-nektarowy, cenię za intensywny, głęboki smak. Słodzę herbatę, wodę z imbirem i cytryną i jest pysznie.:)

A wy lubicie miód? Stosujecie go tylko w celach spożywczych czy również kosmetycznych?

Macie jakieś ulubione przepisy z miodem roli głównej?

Trzymajcie się cieplutko a ja mykam robić sobie herbatkę z odrobiną małego co nie co :)

Ania
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...