Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 26 kwietnia 2015

Ulubieńcy Kwietnia !

Witajcie!!

Dziś o ulubieńcach miesiąca. Nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam tego typu post:) A że zebrało się w tym miesiącu kilka produktów po które notorycznie sięgałam, więc jest okazja aby nadrobić zaległości :) Dziś głównie kolorówka.


1. COLLECTION Eyes Uncovered Nude Palette - nie było praktycznie dnia w którym na moich powiekach nie gościł by któryś z cieni z tej paletki. Uwielbiam dosłownie każdy odcień, najmniej chyba przypadł mi do gustu kolor Chocolate Milk, który wpada w ciepłe tony z którymi ja akurat średnio się czuję. Najbardziej lubię z kolei mieszać ze sobą wszystkie trzy najjaśniejsze odcienie, uzyskuję wtedy naprawdę przepiękny cielisty kolor który wygląda ślicznie na powiece. Są to najlepsze jakościowo cienie z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Pokonują wg mnie nawet naszego rodzimego Inglota. Uwielbiam !!!
P.S. Wybaczcie brudne opakowanie, ale niestety nie idzie go doczyścić :(

2. TOO FACED Shadow Insurance - baza pod cienie - niestety jestem posiadaczką tłustych powiek. Bez porządnej bazy nawet najlepsze cienie rolują się i znikają z powieki po dosłownie dwóch godzinach. Baza pod cienie jest więc dla mnie produktem must have . Ta baza jest doskonała. Cienie świetnie się na niej rozprowadzają, blendują i utrzymują dosłownie cały dzień. Jestem bardzo zadowolona z tej bazy, chociaż kiedy mi się skończy planuję przetestować bazę z Urban Decay. Tak dla porównania :)

3. LAURA MERCIER - tusz do rzęs - otrzymałam w ostatnim Brichbox. Bardzo fajna maskara, dobrze pogrubia i wydłuża rzęsy. Nie osypuje się ani nie rozmazuje za to łatwo usunąć ją płynem micelarnym z Garnier. Ot, dobry tusz, miła odmiana po rozczarowaniu tuszem Jumbo z Physician Phormula. Jednak nadal uważam, że nie warto kupować drogich tuszy do rzęs, bo te drogeryjne są równie dobre :)

4. LORD & BERRY Silk kajal kohl-liner #1001 Black - czarna kredka do oczu o dziwo bardzo często gościła na moich powiekach głównie jako kredka dla podkreślenia wewnętrznej linii pod rzęsami. Utrzymywała się cały dzień, nie podrażniała. Bardzo spodobało mi się tak podkreślone oko. Używałam tej kredki z prawdziwą przyjemnością :)


5. RIMMEL Stay Matte Foundation #103 True Ivory - po krótkim skoku w bok do innego podkładu w drugiej połowie tego miesiąca wróciłam do podkładu z Rimmel i przypomniałam sobie dlaczego jest to już moje 3 opakowanie. Świetny, świetny podkład matujący w bardzo przystępnej cenie. Efekt naturalnego, zdrowego matu jaki dzięki temu podkładowi uzyskuję na swojej twarzy jest fenomenalny. A do tego świetne krycie. Jest to jeden z najlepszych podkładów ever! Zwłaszcza dla cery mieszanej i tłustej. Naprawdę godny polecenia !!

6. MAYBELLINE Colorama #302 - przepiękny złoty cień który stosuję jako rozświetlacz wspaniale współgra z moją karnacją i daje subtelny efekt rozświetlenia. Naprawdę lubię i z przyjemnością wróciłam do niego po krótkiej przerwie.

7. WET N WILD Pearlescent Pink #831E - róż do policzków w ślicznym koralowo-brzoskwiniowo-różowym odcieniu z drobinkami. Ten róż jest typowany na dupe dla słynnego Orgazm z Narsa. Nie miałam oryginału więc trudno mi się tutaj odnieść do tej informacji, jednak róż sam w sobie ma przepiękny kolor. Dodaje świeżości twarzy, długo się utrzymuje. Bardzo często gościł na mojej twarzy w tym miesiącu.


8. SALLY HANSEN Complete Salon Manicure #210 Naked Ambition - szukałam delikatnego codziennego lakieru do paznokci i jakoś żaden kolor nie wpadł mi w oko aż do czasu kiedy wypatrzyłam ten konkretny nudziak :) Sliczny lososiowy kolor z delikatnymi mieniącymi się drobinkami. Wygląda na paznokciu bardzo elegancko i czysto. Schnie ekspresowo, utrzymuje się spokojnie do 4 dni ( wow! ). Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu.

9. DOVE Odżywka z sprayu - ile ja się jej naszukałam. Zawsze była wykupiona albo w ogóle jej nie było na półkach sklepowych. Bardzo dobra odżywka, ułatwia rozczesanie włosów, nie obciąża ich jakoś specjalnie, nie czuć jej na włosach, choć jednocześnie sprawia że są miękkie i delikatne w dotyku. Dobra, solidna odżywka do włosów. Nic dodać nic ująć ...aaa... i jeszcze ślicznie pachnie :)


I to już wszystko :)

W najbliższym czasie planuję post denkowy :)

Trzymajcie się cieplutko i spokojnej niedzieli :)
Ania

niedziela, 19 kwietnia 2015

TAG : Twoje TOP 4 kosmetyki !

Witajcie!

Zostałam otagowana przez przesympatyczną Monikę z bloga Monikowy Świat. Tematem są moje TOP 4 KOSMETYKI. Z powodu reakcji uczuleniowej na olejek różany jakiej nabawiłam się ostatnio większość moich kosmetyków co do których żywiłam duże nadzieje, że będą moimi KWC, niestety poszły w odstawkę i powędrowały w świat. Nowe kosmetyki zakupione na ich miejsce są przeze mnie używane dość krótko. Mam więc wrażenie że typuje produkty, które jeszcze nie do końca przetestowałam ( połowę z nich ). Mam nadzieje, że mi to jednak wybaczycie :)



Na pierwszy ogień idzie produkt od którego jestem wręcz uzależniona. Suchy szampon to wynalazek genialny, bez którego nie wyobrażam sobie już mojego kosmetycznego życia. Nawet jeśli nie używam go każdego tygodnia, to świadomość że jest w moim posiadaniu i na wypadek "włosowej awarii" mogę po niego sięgnąć działa na mnie uspokajająca :) Najlepszy wg mnie to suchy szampon z Rossmanna ( ISANA ) zarówno pod względem cenowym jak i jakości. Ale że nie mam już dostępu do ISANA muszę zadowolić się suchym szamponem BATISTE.

Również sprawdzony przeze mnie produkt ( kolejna butelka właśnie została zakupiona ) to płyn micelarny z Garnier. Uważam, że jest świetny, mój codzienny makijaż usuwa bez problemu, nie podrażnia skóry, nie szczypie w oczy, nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze. Świetny produkt za świetną cenę. Jestem mu wierna już od dłuższego czasu :)

I teraz dość nowe produkty, stosowane przez ze mnie od ok tygodnia. Przez ten czas sprawdzają się naprawdę doskonale. Jestem z nich ogromnie zadowolona.
Mowa o delikatnej emulsji do oczyszczania twarzy - Gentel Skin Cleanser Cetaphil oraz kremie do twarzy na dzień ( stosuje również grubszą warstwę na noc ) dla cery wrażliwej z Burt`s Bees z wyciągiem z bawełny. Emulsja oczyszczająca naprawdę świetnie oczyszcza skórę z pozostałości makijażu. Jednocześnie pozostawia cerę nawilżoną i niepodrażnioną. Jest bezzapachowa, łatwo zmywa się wodą.

Kremem jestem absolutnie zachwycona. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z kremem który tak świetnie nawilżałby moją skórę jednocześnie jej nie obciążając. Nawet bardzo lubiany przeze mnie krem z witaminą E z The Body Shop nie współpracuje z moją cerą tak świetnie. Krem z Burt`s Bees doskonale nawilża, koi, odżywia i regeneruje. Jest lekki ale jednocześnie robi co ma robić. Zauważyłam nawet wygładzenie skóry pod oczami. Jestem na TAK i mam nadzieje, że będzie tak dalej :)

Dorzucę jeszcze dwa produkty które zakupiłam dosłownie wczoraj. Zachwycona działaniem kremu do twarzy z Burts Bees kupiłam również krem pod oczy z tej samej serii. Użyłam go wczoraj i dziś rano i niestety mam mieszane uczucie. Przy pierwszym użyciu miałam ogromne problemy z wydostaniem kremu z tubki. Kiedy w końcu mi się to udało najpierw wylazł wielki czop zaschniętego kremu. Stąd moje podejrzenia że krem był już wcześniej otwarty. Co prawda krem nie podrażnił mi oczu jednak nie daje uczucia nawilżenia, wręcz przeciwnie, mam poczucie cały czas naciągniętej i napiętej skóry i jest to dość nieprzyjemne uczucie. Zastanawiam się więc czy ten krem po prostu taki już jest czy trafiła mi się felerna sztuka. Kolejny produkt to filtr przeciwsłoneczny z Vichy Capital Ideal Soleil SPF 30 do cery mieszanej i tłustej. Zawsze chciałam go przetestować, ponoć to naprawdę dobry filtr który nie powoduje nadmiernego przetłuszczania się cery.


I to tyle jesli chodzi o moje TOP 4 KOSMETYKI :) Krótko, zwięźle i na temat :)

Dziękuję Monice za otagowanie !!

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

niedziela, 12 kwietnia 2015

Ku przestrodze - róża z kolcami !!!

Witajcie!!

Zawsze cieszyłam się z posiadania cery mało wrażliwej zarówno na czynniki atmosferyczne jak i różne kosmetyki. Nie wiedziałam co to podrażnienie, przesuszenie, zaczerwienienia, trądzik ( owszem jakieś niespodzianki zawsze się pojawiały ale nigdy nie był to stan przyprawiający mnie o ból głowy ), rozszerzone naczynka czy też inne dziwne reakcje uczuleniowe. Był to dla mnie zupełnie nieznany świat, żyłam sobie w błogiej nieświadomości. Aż do teraz...

Od jakiegoś czasu borykam się z kapryśną cerą. Na początku moja cera nie zbyt dobrze zareagowała na tutejszą wodę po przeprowadzce do UK. Potem bardzo podrażnił ją żel do mycia twarzy z Palmers. Kiedy wydawało mi się, że problem został już rozwiązany na skórze mojej twarzy zaczęły pojawiać się dziwne czerwone kropeczki przypominające wysypkę a skóra na nowo zaczęła przesuszać się coraz bardziej ( w dotyku przypominała papier ). Sporo czasu trwało zanim znalazłam winowajcę tego całego dramatu. Cały czas co prawda czekam na poprawę, więc nadal nie jestem na 100% pewna czy to to, czy może coś innego.

Ponieważ problemy na początku były mało widoczne trudno było mi domyśleć się który produkt mam za ten stan obwiniać. W ramach akcji SOS wprowadziłam wg mnie delikatne, naturalne produkty pielęgnacyjne które cieszyły się bardzo dobrymi opiniami w świecie blogowym. Nieświadomie zostałam osaczona przez mojego wroga!

Olejek różany czy też woda różana znana jest ze swoich dobroczynnych i pielęgnacyjnych właściwości zwłaszcza w stosunku do cery dojrzałej, zmęczonej, poszarzałej. Osobiście uwielbiam róże, ich zapach ( ulubiona nuta zapachowa perfum )dlatego tym większym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że to właśnie zawartość olejku/wody różanej w stosowanych przeze mnie produktach przyczyniała się do takiego spustoszenia mojej cery :(


Wszystko zaczęło się od olejku MAGIC ROSE z Everee, który na moją prośbę przesłała mi moja Mama. Ile dobrego ja się o tym olejku naczytałam! Po pierwszych użyciach tego olejku nie zauważyłam nic niepokojącego, nie było co prawda żadnego WOW, pomyślałam więc że potrzeba trochę więcej czasu aby zauważyć jego dobroczynne działanie. Powoli również zaczęłam zauważać pojawiające się drobne czerwone punkciki na mojej twarzy. W niedługim czasie później będąc na spotkaniu blogerek w Londynie otrzymałam w prezencie krem DETOX Bis-in-DIE z firmy FEMI. Krem ma niesamowicie bogaty i naturalny skład, cieszy się również zasłużoną pozytywną opinią w internecie. Co więcej, kiedy moja koleżanka z pracy żaliła się na swoje problemy skórne pożyczyłam go jej i krem okazał się zbawienny dla jej skóry. Widząc jak świetnie poradził sobie z problemami skóry mojej koleżanki tym większe miałam wobec niego oczekiwania i aplikowałam ten krem zarówno rano jak i wieczorem. Moje problemy skórne stawały się coraz bardziej widoczne. Będąc w Londynie nabyłam również balsam myjący Lush, który uwaga ma w sobie ekstrakt z róży. Nie podejrzewając go o nic złego, wręcz licząc, że pomoże mi rozwiązać problem z cerą z przyjemnością oczyszczałam nim twarz wieczorem. Moja cera nie miała się wcale lepiej. Mój dotychczasowy żel do mycia twarzy kończył się już ( jego głównie obwiniałam o problemy z cerą ) musiałam kupić jakiś żel do mycia twarzy który mogłabym stosować rano ( Lush był na wieczór ). W TkMaxx trafiłam na żel Organic Surge. Jego bazę stanowiła oczywiście ... róża! A jakże!!!

I to była kropla nad "i"... moja cera zaczęła krzyczeć o pomoc, zbuntowała się całkowicie!!! Całe policzki, czoło mam "pięknie" pokryte czerwonymi kropeczkami ( jak przy różyczce ) które z trudem zakrywa mi mój podkład. Do tej pory nie potrafię wyjaśnić czemu tak długo trwało zanim zorientowałam się że to produkty różane mi nie służą. Żeby było jeszcze śmieszniej pędzle i gąbeczkę do makijażu myłam w mydle Dr Bronner, różanym oczywiście ( świetnie rodzi sobie z czyszczeniem pędzli i gąbeczki więc na pewno kupię nowe opakowanie tylko już nie różane )

Od 3 dni jestem na różanym detoksie. Stan mojej cery powoli się poprawia. Skóra nie jest już tak przesuszona, a wysypka powoli blednie i maleje ( choć jest to bardzo powolny proces ). Póki co moja pielęgnacja twarzy polega na demakijażu wodą micelarną z Garniera, oczyszczeniem żelem Cetapil oraz nałożeniem kremu do cery bardzo wrażliwej z Burt`s Bee.

Z bólem serca pozbędę się wszystkich wspomnianych produktów zawierających wodę/olejek różany. Najbardziej jest mi szkoda żelu z Organic Surge, który jest naprawdę świetny, przepięknie pachnie, cudownie oczyszcza skórę. I gdyby nie ta nieszczęsna róża, mógłby to być mój KWC! :(


Mam nadzieje, że już w niedługim czasie problemy skórne staną się wspomnieniem. Dzięki tej przygodzie zaczęłam przywiązywać większą uwagę do wybieranych przeze mnie kosmetyków oraz do całego procesu pielęgnacji skóry twarzy. Ufam, że dzięki temu uniknę podobnych nieprzyjemnych sytuacji.

Szkoda tylko tego olejku różanego...

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

niedziela, 5 kwietnia 2015

Real Techniques - Miracle complexion sponge - gąbeczka do makijażu

Witajcie!!!

Na początku chciałam Wam życzyć spokojnych i pełnych ciepła rodzinnego Świąt Wielkanocnych :) Mam nadzieje, że wszyscy już po śniadaniu świątecznym :)

Podejrzewam, że każda z nas czasami tak ma, że już przy pierwszym użyciu jakiegoś produktu wiesz, że to jest to! Tak właśnie miałam z gąbeczką do makijażu z Real Techniques. Podchodziłam do niej niczym lis do jeża. Kupić czy nie kupić? Będę jej używać czy będzie leżeć nieużywana na mojej toaletce? Niby nie jest to drogi produkt (£5,99) ale jednak jakoś nie mogłam się na nią zdecydować. Zwłaszcza, że miałam już wcześniej gąbeczkę Ebelin, która mnie niestety nie zachwyciła. Obawiałam się, że RT to będzie powtórka z historii. Jednak pewnego dnia będąc na zakupach, jakiś kiepski dzień, wszystko pod górkę więc postanowiłam uprzyjemnić sobie dzień jakimś drobiazgiem :) Wybór padł na gąbeczkę z RT. I bardzo mnie to cieszy :)

Nie mam jeszcze porównania ze słynną gąbeczką Beauty Blender, jednak zaczynam rozumieć fenomen gąbeczek i wiem, że kiedyś na pewno skuszę się na pierwowzór. Póki co RT musi mi wystarczyć.


Gąbeczka ma kolor pomarańczowy i elipsowaty kształt, który na jednym końcu jest dość szpiczasty natomiast na drugim końcu jest spłaszczony. Pozwala to na dopasowanie strony gąbeczki do danej części twarzy tak aby wygodnie i dokładnie zaaplikować podkład lub korektor. Oczywiście gąbeczkę należy przed użyciem zmoczyć w wodzie tak aby gąbeczka prawie podwoiła swój rozmiar. W porównaniu do gąbeczki Ebelin jest bardziej miękka i łatwiej odcisnąć z niej wodę. Również aplikacja podkładu jest przyjemniejsza. Gąbeczka ładnie i delikatnie odbija się od skóry, aplikacja podkładu trwa dosłownie chwilę, natomiast w odróżnieniu od aplikacji palcami lub pędzlem podkład genialnie stapia się ze skórą a twarz uzyskuje naturalny efekt "glow".


Gąbeczki używam codziennie od kiedy ją kupiłam, czyli ok 2 tygodni. I jestem nią zachwycona. Podkład wygląda bardzo naturalnie na skórze i mam wrażenie jakby dłużej się na niej trzymał. Nie przeszkadza mi w ogóle konieczność zmoczenia gąbeczki i jej umycia zaraz po nałożeniu podkładu. Trwa to dosłownie chwilę.
Gąbeczką świetnie nakłada się też korektor pod oczy i w miejsca, które chcemy zakamuflować. To właśnie dzięki jej szpiczastej końcówce łatwo dotrzeć do trudniejszych części twarzy ( pod okiem, w okolicy nosa ).

Do umycia gąbeczki używam mydła w płynie Dr. Bronner`s. Świetnie usuwa podkład z gąbeczki ( używam go również do mycia pędzli ).

Jestem bardzo zadowolona z tego produktu. Jestem ciekawa na jak długo wystarczy mi ta gąbeczka. Staram się ją delikatnie odciskać z wody tak aby nie uszkodzić jej powierzchni. Póki co oprócz delikatnych odbarwień od podkładu nie ma żadnych innych śladów użytkowania.

Myślę, że jest to dobra opcja dla osób, które chciałyby wypróbować stosowanie gąbeczki a boją się, że im się ta cała gąbeczkowa zabawa nie spodoba. Produkt nie jest tak drogi jak oryginał a wart przetestowania.

A wy co sądzicie o takich makijażowych gadżetach? Używacie gąbeczek do aplikacji makijażu? A może macie porównanie z oryginałem?

Dajcie znać w komentarzach:)

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...