Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 września 2014

Max Factor Creme Puff

Witajcie!!!

Chciałam wam dziś pokazać puder które zdetronizował ulubiony do tej pory Stay Matte Rimmel`a oraz rewelacyjny puder bambusowy BU. Mowa o pudrze Creme Puff z Max Factor.


Produkt ujrzał światło dzienne w 1953r. i ponoć pozostał niezmieniony od tego czasu. Ponieważ nie pałam wielką miłością do firmy Max Factor, a ich ceny wydają się być dość wysokie, zawsze omijam szerokim lukiem ich szafy w drogeriach. Jednak pewnego dnia stojąc w kolejce do kasy w SuperPharm podejrzałam, że osoba stojąca przede mną kupuje aż dwa opakowania tego produktu, płacąc ok 40 zł. Miałam świadomość, że jest to standardowa cena tego pudru. Zaintrygowana poczytałam na blogach co nieco i postanowiłam skorzystać z ówczesnej promocji. Za puder zapłaciłam 19,99 zł.

Odruchowo chciałam sięgnąć po odcień transparenty, jednak wydawał mi się on dość ciemny. I rzeczywiście szukając dalej trafiłam na idealny dla mnie odcień GOLD.


Pierwsze co zachwyciło mnie po otwarciu pudełeczka to zapach. Wiem, że wg niektórych osób zapach jest dość babciny. Mnie on jednak urzekł. Każdorazowo kiedy czuję ten zapach mam wrażenie, że używam czegoś luksusowego. Puder pachnie intensywnie, pudrowo i słodko. Bardzo, bardzo lubię.

Po drugie i najważniejsze działanie tego pudru. Jest wzorowe. Już od pierwszej aplikacji wiedziałam, że się polubimy. Daje prawdziwe matowe wykończenie ( wiem, że nie każda z was takie lubi, ale ja jako posiadaczka cery ze skłonnością do niechcianego blasku cenię mat na mojej buzi) i utrzymuje ten mat na dość długi czas. Jestem bardzo zadowolona z matującego efektu jaki mogę uzyskać dzięki temu pudrowi.

Po trzecie to sposób w jaki puder zachowuje się na twarzy. Pomimo upływu czasu w ciągu dnia puder nie waży się na skórze, nie podkreśla suchych skórek ani nie wchodzi w drobne zmarszczki czy pory. Jeśli mam ochotę poprawić makijaż w ciągu dnia wiem, że mogę spokojnie nałożyć kolejną warstwę pudru i nie uzyskam efektu maski, czy właśnie efektu ważenia się.

Po czwarte wydajność. Używam pudru już od ponad 2 miesięcy a lekko widać zużycie. Wydaje mi się, że będę cieszyć się nim jeszcze bardzo, bardzo długo, więc spokojnie mogę polować na kolejne promocyjne ceny i kupić kolejne opakowania, już na zapas :)

Na zdjęciu powyżej porównanie odcienia GOLD Creme Puff Max Factor i TRANSPARENT Stay Matte Rimmel

Czy w takim razie ten cudowny puder ma jakieś wady? Ja dostrzegam jedną. Mianowicie opakowanie. Składa się ono z dwóch elementów, pudełeczka w którym znajduje się puder oraz luźnego wieczka. Niestety nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie, zwłaszcza jeśli chciałybyśmy nosić ten puder w torebce. Ja na szczęście trzymam go w małej kieszonce, aby zawsze mieć go pod ręką i ruchome wieczko mi specjalnie nie przeszkadza. Jednak w innej torebce może to stanowić pewne utrudnienie i ryzyko uszkodzenia produktu.

Niemniej jednak jest to świetny produkt, który polecam zwłaszcza osobom lubiącym mat na twarzy.

Szukajcie tego produktu na promocjach:)


A wy macie swoje ulubione pudry do twarzy, z ciekawością o nich poczytam.

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania



niedziela, 21 września 2014

Ulubieńcy lata :)

Witajcie !

Na moim blogu nie było ani ulubieńców lipca ani ulubieńców sierpnia. Jakoś nie miała poczucia, że kosmetyki które latem używałam są właśnie "tymi" ulubieńcami, którymi chcę się z wami podzielić. Lato minęło, za progiem czuć już powiew jesieni, czas więc chociaż na krótki kosmetyczne podsumowanie lata. Żeby nie było!


O to co trafiło na moją liste wakacyjnych ulubieńców:
- BeBeaty tint lipstick - trwałe pomadki do ust. W moich rękach znajdują się dwa z trzech odcieni. Posiadam #02 i #03. Obie pomadki bardzo często gościły na moich ustach podczas tegorocznego lata. Lubie je za wyraźny kolor #02 oraz codzienny róż #03; delikatny efekt nawilżenia na ustach, a przede wszystkim trwałość. Fenomenalna! Pomadka potrafi wytrzymać na ustach bardzo, bardzo długo. Kolor #02 użyłam w makijażu mojej przyjaciółki na jej ślubie i pomimo licznych buziaków i uścisków pomadka wytrzymała całą imprezę :)
- Rimmel STAY MTTE - podkład oraz baza. Mój ukochany duet. Nie będę się na jego temat zbyt dużo rozpisywać, bo planuję osobną notkę. Ale nie wyobrażam sobie przetrwać to upalne lato bez tych dwóch produktów. Ten podkład bije na głowę w trwałości matowienia nawet double wear light! Uwielbiam...no i ta cena! Baza z kolei stała się rutyną podczas wykonywania makijażu. Nie zapycha, podkład trzyma się dłużej i twarz wygląda bardziej świeżo przez dłuższy okres czasu.
- LUKSJA - żel pod prysznic ze składnikami balsamu do ciała, wersja z mleczkiem owsianym. Żel kupiony na jakiejś promocji, ogromne opakowanie 400ml za śmieszną cenę chyba 11,oo zł stał się moim ulubieńcem ever! Przepięknie pielęgnuję skórę, nie odczuwałam absolutnie potrzeby balsamowania ciała po prysznicu. Bardzo odpowiada mi również zapach, delikatny, relaksujący i jak do tej pory jeszcze mi się nie znudził, co jest ewenementem, bo zazwyczaj zapachy żeli pod prysznic dość szybko mi powszednieją.
- LOVELY Pump up curling mascara - ulubiona maskara! Odkrycie roku! I to nie tylko moje. Za moją rekomendacją zarówno moja siostra, jak i dwie koleżanki kupiły tą maskarę i są nią zachwycone! O tym co mnie w niej czaruje pisałam tutaj.


Dodatkowo w okresie letnim bardzo często sięgałam po:


- Maybelline - cień ColorRama odcień 302. Stosowany przeze mnie jako cień do powiek ale również jako fantastyczny rozświetlacz.
- Celia - róż do twarzy odcień #4 - przyjemny, przydymiony róż, który wygląda bardzo naturalnie na policzkach. Trzeba trochę uważać przy nakładaniu, aby nie przesadzić z ilością, róż pomimo delikatnego koloru jest porządnie napigmentowany.

I to wszystko. Skromny zestaw jak na okres całych wakacji, ale te produkty towarzyszyły mi prawie każdego dnia:)

A jakie są wasze odkrycia kosmetyczne lata??

Trzymajcie się cieplutko!

Ania


środa, 17 września 2014

Znalazłam sposób na łobuza :)

Witajcie !

Ile ja się naczytałam o tym podkładzie! Jak sięgam pamięcią do moich początków makijażowych, to właśnie ten podkład stanowił obiekt westchnień wielu dziewczyn. Do dziś jest to produkt kultowy! Revlon Color Stay! I wszystko jasne.


Mnie jednak nigdy jakoś po drodze do niego nie było. Głównie ze względu na cenę, dostępność oraz jakieś bliżej niewyjaśnione uprzedzenie i przeczucie, że to może nie być moja bajka. Tylko tak czasami wzdychałam do niego i obiecywałam sobie, że jeśli będę miała okazję kupić ten podkład w przystępnej cenie, to go kupię. Okazja nadarzyła się wcale nie tak dawno temu. Okazyjna cena 39 zł zachęcała i wiedziałam, że albo teraz albo nigdy!

Do moich rąk trafił odcień BUFF, idealnie dopasowany do mojej karnacji. Jako właścicielka cery mieszanej naturalnie sięgnęłam po wersję dla cery tłustej.
Pierwsze testy z udziałem pędzla Hakuro H50 wypadły dość blado. Pędzel, który genialnie współpracował z podkładem RIMMEL STAY MATTE nie udźwignął niestety ciężaru podkładu REVLON Color Stay. Na twarzy widać było nieestetyczne smugi, podkład podkreślał pory oraz miałam wrażenie, że odrobinę jakby się ważył. Po odłożeniu pędzla w ruch poszły ręce. Nałożony w ten sposób podkład wyglądał w miarę OK. Mogłam taki efekt na swojej twarzy tolerować.
Kiedy już miałam poddać się i po prostu zaakceptować, że trochę będę się męczyła z tym podkładem do jego wykończenia przypomniałam sobie o schowanej głęboko w szafce gąbeczce do nakładania podkładu z Ebelin, którą nabyłam kilka miesięcy temu i niezbyt się z nią polubiłam.

Okazało się, że połączenie gąbeczki Ebelin z podkładem REVLON Color Stay to strzał w 10 :) Podkład nałożony tą gąbeczką bardzo dobrze współpracuje z cerą, nakłada się równomiernie, cienką i naturalnie wyglądającą warstwą. Nie podkreśla porów ani nie ważył się. Mam wrażenie wręcz, że podkład trzyma się dłużej i dłużej wygląda świeżo na buzi.

W takiej kombinacji jestem na TAK!



A dzięki temu zakupowi przekonałam się, że znalazłam swój prawie idealny podkład i nie jest nim opisany wyżej produkt :) Jesteście ciekawe co mnie tak zachwyciło???

Koniecznie dajcie znać czy i wy miałyście podobne doświadczenia z podkładem Revlon?

Trzymajcie się cieplutko:)

Ania






wtorek, 16 września 2014

Lakierowy zawrót głowy !

Witajcie!!!

Zaczynam podejrzewać siebie o poważne lakierowe uzależnienie. Moja kolekcja lakierów do paznokci niepokojąco się rozrasta. Najgorsze w tym wszystkim jednak jest to, że wciąż mi mało!!!

Dziś tylko mały wstęp do późniejszych bardziej szczegółowych recenzji na temat lakierów, które wczoraj trafiły do mojej kolekcji. Mowa o lakierach do paznokci AVON GEL FINISH. Cieszą się one bardzo dobrymi opiniami na blogach zarówno pod kątem trwałości, jakości wykończenia, aplikacji oraz czasu schnięcia. Kiedy więc w najnowszym katalogu AVON znalazłam te lakiery w promocji 2 za 17,98 zł, postanowiłam nabyć komplet lakierów. Zamiast dwóch kupiłam cztery. Po prostu nie mogłam zdecydować się na kolory. Wszystkie mi się podobały, i te jasne i te ciemne i te wakacyjne i czerwienie ...jednym słowem, wzięłabym wszystkie!!

Kolory które ostatecznie trafiły do mnie to:
- Dazzle Pink - śliczny delikatny róż przełamany odcieniem brzoskwini wraz z migoczącymi drobinkami.
- Barley There - klasyczny nude, wpadający w beż; jestem ciekawa jak ten kolor będzie wyglądał na moich dłoniach. Mam nadzieje, że się polubimy.
- Lavender Sky - cudowny lawendowy fiolet, nie mogę od niego oderwać wzroku. Nie miałam jeszcze takiego koloru, więc tu również jest ekscytująca niepewność - będzie pasował czy nie?! :)
- Mauvelous - ten kolor oczarował mnie od pierwszego spojrzenia. Prześliczny przydymiony wrzos, idealny na jesień.


Z niecierpliwością czekam na weekend, kiedy to będę miała wolny czas aby nacieszyć się swoimi nowymi zdobyczami. Powiedzcie same...czyż te kolory nie są cudowne??!!!


Napiszcie mi koniecznie, który kolor wam się najbardziej podoba i czy miałyście już styczność z tymi lakierami? Co o nich sądzicie?

Trzymajcie się cieplutko i w zdrowiu... ja już pierwsze i ostatnie przeziębienie mam już prawie za sobą :)

Ania

poniedziałek, 8 września 2014

Co kupić w UK ?

Witajcie!!!


Mój wyczekany urlop zbliża się wielkimi krokami. Dokładnie za miesiąc wsiadamy na pokład samolotu i fruuu.... na Wyspy Brytyjskie!!! Zdaję sobie sprawę, że dla większości urlop raczej nie kojarzy się z dżdżystą angielską pogodą ale ja uwielbiam Wyspy Brytyjskie, ich klimat i wcale nie przeszkadza mi, że podczas wakacji nie będę leżeć na plaży tylko biegać po klimatycznych uliczkach małych angielskich miast :)

Mam za to większy problem. Co kupić!? Lista długa, na pewno znajdzie sie miejsce w walizce dla produktów The Body Shop, Soap&Glory i jakiś innych wypatrzonych w Boots czy Superdrug. Największą mam zagryzkę z firmą MAC. Najbliższego MAC`a mam w Poznaniu, a w Poznaniu bywam sporadycznie, poza tym cena ponad 50 zł za cień do oczu czy ponad 80 zł za pomadkę skutecznie mnie zniechęca do zakupów na ojczystej ziemi. Czy w MACu są w ogóle sezonowe przeceny? Jakieś promocje? Ktoś coś wie? Ktoś coś słyszał?

Jednym słowem zakupów w Polsce raczej nie planuję. Jednak zakupy w UK to już inna historia (gdzie ceny MAC są odrobinę niższe). To przecież urlop i jakieś zakupowe szaleństwo jest w pełni usprawiedliwione! Koniec i kropka i zamykam temat!

Tak jak pisałam mam problem z decyzją co kupić. Skłaniam się ku:
- pomadce;
- cieniom do oczu;
- pędzelkowi 217;

Idąc od końca: z pędzelkiem już się prawie pożegnałam na rzecz Hakuro H79. Wpłynął na tą decyzję zdecydowanie filmik klik oraz rozmowa z dziewczynami podczas spotkania blogerek w Poznaniu klik. I chyba kupię sobie aż dwa pędzelki H79 zamiast jednego z MACa ( niech będzie, że zaszalałam ).


Jesli chodzi o cienie to skłaniam się ku kultowym już chyba cieniom Naked Lunch oraz Satin Taupe.


Największy dylemat mam w kwestii pomadki. Nie mogę zdecydować się jaki kolor chcę. Najlepiej byłoby kupić kolor do codziennego noszenia. Jeśli już wydaję tyle pieniędzy na pomadkę, to przynajmniej powinnam wiedzieć, że pomadka "zapracuje" na swoją cenę częstym jej używaniem. Po przejrzeniu wielu blogów i filmików jestem rozdarta pomiędzy: Angel, Vegas Volt, Modesty Cream, Syrup, Patisserie, Crosswire ( na zdjęciu poniżej wkradła mi się literówka ) oraz Plumful. A mój rozsądek pozwala mi na zakup tylko jednego okazu:) I co tu wybrać???!!!



A wy macie jakieś sugestie?? Macie któryś z tych produktów? Kupiłybyście je ponownie?


Poradźcie coś!!!

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

P.S. Ponieważ nie posiadam żadnej z wspomnianych rzeczy, zdjęcia zamieszczone pochodzą ze strony producenta: www.mac.pl, a zdjęcie tytułowe posta ze strony : http://www.keepcalmandtravel.com/top-5-famous-shopping-streets-uk/

czwartek, 4 września 2014

PHARMACERIS A - delikatny peeling enzymatyczny do twarzy.

Witajcie!


Tubka tego produktu zajmowała miejsce w mojej łazience już dość długo. Nareszcie udało mi się dobić dna. Dziś ostatni raz zastosuję ten produkt i trafi on do zbliżającego się wielkimi krokami projektu denko. Miałam wrażenie, że ten produkt to jakieś never ending story...

Peeling ma postać dość rzadkiego białego żelu. Rozsmarowany na twarzy jest prawie przezroczysty. Zapach praktycznie nie wyczuwalny.


Wg opisu producenta produkt polecany jest dla skóry delikatnej, nadwrażliwej, podatnej na podrażnienia i alergię, szarej oraz zmęczonej.
Producent zaleca nakładać peeling na 5-8 minut na oczyszczoną skórę twarzy, omijając okolice oczu i ust. Zauważyłam, że kiedy nakładałam żel na skórę zaraz po jej umyciu i osuszeniu skóra twarzy przez kilka pierwszych minut dość mocno mnie szczypała i piekła. Kiedy natomiast nakładałam peeling na oczyszczoną ale już wyraźnie suchą skórę, ten problem był praktycznie wyeliminowany.


Skóra po użyciu produktu była gładka i dość dobrze oczyszczona. I wszystko byłoby piękne...ale. No właśnie, jakieś bliżej nieokreślone ale. Jest coś w tym produkcie co nie powoduje u mnie efektu "wow". Ani skóra nie jest mega oczyszczona,dość szybko zaczyna mi się świecić. A co najgorsze, mama wrażenie, że na następny i kolejny dzień na moje twarzy pojawiają się jacyś nieproszeni goście, których przed zastosowaniem peelingu nie było.

Podejrzewam, że to jest właśnie główny winowajca i powód, dla którego męczyłam się z tym produktem dobre kilka miesięcy. Tubka stała na szafce i czekała, i czekała, i czekała ... Bardzo jestem zadowolona, że nareszcie będę mogła kupić inny peeling enzymatyczny. Zależało mi na wykończeniu peelingu Pharmaceris i teraz z czystym sumieniem mogę szukać czegoś nowego.

Zastanawiam się nad:
- peeling enzymatyczny z Floslek
- pasta z serii liście manuka Ziaja;

Może Wy możecie mi coś ciekawego polecić? Stosujecie peelingi do twarzy? Jaki jest wasz ulubiony? Napiszcie koniecznie!!

Trzymajcie się cieplutko!!
Ania

P.S. Informacja dla wielbicielek wosków Yankee Candle - właśnie palę wosk - Summer Scoop - bajeczny zapach !!! Nie za mocny i duszący tylko przyjemnie apetyczny i ciepły. Mniam !!!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...